Od marca, zgodnie z ustawą o ograniczeniu handlu, Biedronka będzie musiała zamknąć sklepy w dwie niedziele w miesiącu. Jak to wpłynie na sieć?
Niedziela nie jest dla nas najważniejszym dniem handlowym. Przypada na nią mniej niż 1/7 tygodniowego obrotu. To jednak nie oznacza, że nie odczujemy skutków nowej ustawy. Dlatego już teraz pracujemy nad zmianami w organizacji pracy naszych sklepów. Kierujemy się potrzebami klientów. Przez ostatnie 20 lat mieli możliwość robienia zakupów w niedzielę, która już za niecały miesiąc zostanie im odebrana. To niewątpliwie przełoży się na zmianę ich stylu życia.
Jakich zmian pan się spodziewa?
Na początku klienci będą zaskoczeni wprowadzonym zakazem. Z czasem zakupy, które do tej pory robią w niedzielę, zaczną przenosić na inne dni tygodnia. Na początek zapewne na sobotę po południu oraz poniedziałek. Nie jest wykluczone, że w miarę upływu czasu ruch rozłoży się równomiernie w całym tygodniu. To byłoby dla nas idealne rozwiązanie, dlatego chcielibyśmy je wspomóc.
Stawiamy sobie za cel przekonanie klientów do korzyści, jakie może im dać robienie zakupów z wyprzedzeniem. Będziemy do tego zachęcać, m.in. prowadząc akcje promocyjne za pomocą karty lojalnościowej, by ich przyciągnąć do naszych sklepów w inne dni tygodnia. Liczymy się z tym, że nadal pozostaną piki sprzedaży towarzyszące ważniejszym świętom.
Czy Biedronka rozważa posunięcia, które pozwoliłyby obejść zakaz handlu? Na przykład współpracę z jakąś z sieci stacji paliw, bo przy nich markety będą mogły działać w niedzielę?
Nie interesują nas rozwiązania mające na celu obchodzenie prawa. Zamierzamy się dostosować do nowych przepisów oraz intencji ustawodawcy.
Spod rygorów ustawy będzie wyłączony handel przez internet. Może będziecie rozwijać ten sposób sprzedaży?
O tym decyduje konsument, a patrząc na polski rynek, trudno jest znaleźć efektywny model sprzedaży żywności online. Dlatego jedna z konkurencyjnych sieci w ostatnim czasie poinformowała o ograniczeniu dostępności zakupów przez internet. Myślę, że jeśli już robić krok w kierunku e-commerce, to nie w asortymencie żywności.
A w jakim na przykład?
Mało kto wie, ale jesteśmy już drugim graczem na rynku pod względem sprzedaży książek. Książki oferowane w ramach organizowanego przez nas konkursu „Piórko”, skierowanego do debiutujących pisarzy i ilustratorów, sprzedały się w ubiegłym roku w liczbie ponad 45 tys. sztuk. Widzimy też duży popyt na skandynawskie kryminały. Ostatnim hitem są płyty winylowe, które promujemy, wykorzystując popularność trendu vintage. To pierwsze z brzegu przykłady.
Ale jak Biedronka chce odpowiedzieć na zakaz handlu w niedziele?
Jesteśmy w fazie analiz. Dopiero w ubiegłym tygodniu została podpisana nowa ustawa, która wprowadza rewolucję. Wykonywanie czynności związanych z handlem w niedziele i święta w placówkach handlowych jest zdefiniowane na nowo i obowiązuje od godziny 24.00 w sobotę do 24.00 w niedzielę, a nie jak dotąd od 6.00 do 6.00. Musimy dostosować nasz regulamin pracy do tych nowych wytycznych. Nadal obowiązuje też 35-godzinna przerwa na wypoczynek, która oznacza, że osoba pracująca na popołudniową zmianę w sobotę nie będzie mogła stawić się do pracy w poniedziałek rano. Kolejną sprawą jest wprowadzenie nowej organizacji pracy w marketach. Sprawdzamy, jaki jest ruch w każdym z naszych sklepów. Nie wszędzie bowiem może być uzasadnione wydłużanie godzin otwarcia. Ale w niektórych lokalizacjach będzie to konieczne, żeby sprostać oczekiwaniom klientów.
Nie wszędzie też trzecia, nocna zmiana, która wywołuje wiele emocji, będzie potrzebna. Chciałbym zauważyć, że ona już teraz obowiązuje w około 700 naszych placówkach. W nocy z niedzieli na poniedziałek w tych sklepach przyjmowane są dostawy towarów, zazwyczaj w niepełnej obsadzie – przez 2–3 pracowników. Analizujemy, na ile sklepów rozszerzyć ten model pracy. Kierujemy się przy tym potrzebami klienta, który w poniedziałek rano oczekuje świeżego pieczywa, owoców i warzyw na półkach.
Pracownicy skarżą się, że nie będą mieli jak dojechać w nocy do pracy.
Bierzemy pod uwagę głos pracowników, dlatego rozważamy kilka rozwiązań. Po pierwsze, wynajęcie busa, który będzie ich dowoził do sklepu. To ma jednak sens, jeśli duża część załogi pochodzi z jednej miejscowości. Po drugie, rozważamy wprowadzenie kart taksówkowych oraz zwrot kosztów za dojazd własnym samochodem, czyli rozliczenie się z kilometrówek i paliwa. Już teraz w wielu przypadkach stosujemy powyższe rozwiązania.
Nie oszacowaliśmy jeszcze, ile mogą nas kosztować zmiany w organizacji pracy sklepów. W dużej mierze zależy to bowiem od tego, ilu pracowników będziemy potrzebowali na nocną zmianę.
Jesteście największym prywatnym pracodawcą w Polsce, jaki efekt dla pracowników Biedronki będzie mieć zakaz handlu w niedziele, wprowadzenie trzeciej zmiany i 35-godzinnego czasu na wypoczynek? Będziecie zwalniać czy zatrudniać?
Zakładamy lekki wzrost zatrudnienia. Dziś w sieci pracuje 65 tys. osób. W ubiegłym roku przyjęliśmy ok. 5 tys. pracowników. W tym spodziewamy się, że liczba zatrudnionych wzrośnie o kolejne 3 tys. Planujemy otworzyć 100 nowych sklepów, co wiąże się ze skompletowaniem obsady do nich – w sumie 2 tys. osób. Kolejne tysiąc osób dojdzie w związku z planowanymi zmianami w organizacji pracy i modernizacją naszych placówek. 700 osób zatrudnimy w naszych centrach dystrybucyjnych. Dziś w 16 magazynach pracuje 5,3 tys. pracowników.
Większość pracodawców narzeka na problemy ze znalezieniem pracowników. Jak sobie z tym radzicie?
Rynek pracy w kraju nie jest jednolity. W największych miastach bezrobocie wynosi ok. 2 proc. Pozyskanie tam pracownika jest niezwykle trudne. Podobnie jest w mniejszych miejscowościach, w których działają specjalne strefy ekonomiczne, przykładowo na Dolnym Śląsku. Dodatkowo w całej zachodniej Polsce mieszkańcy wyjeżdżają na dużą skalę do pracy do Niemiec. Łatwiej o pracownika we wschodniej części kraju. Poza tym szukamy też innych rozwiązań – w Warszawie i Gdańsku testujemy kasy samoobsługowe. Przyspieszyliśmy też coroczne podwyżki wynagrodzeń. Zwykle wdrażamy je w kwietniu, ale w tym roku zdecydowaliśmy się przeprowadzić je już w styczniu.
Do migracji zarobkowej, która od pewnego czasu jest poważnym wyzwaniem dla pracodawców, dołącza kolejny problem – demografia.
Aktywność zawodowa w Polsce jest dużo niższa niż w Europie Zachodniej. Mamy 2 mln osób, które są w wieku produkcyjnym, a nie pracują. Powody są różne, jak choćby ten, że opiekują się starszymi rodzicami. Dlatego tak istotne jest, by pracodawcy oferowali elastyczne warunki pracy, które pozwolą takim osobom pogodzić obowiązki zawodowe z prywatnymi. W naszej firmie 88 proc. osób jest zatrudnionych na pełen etat. To oznacza, że pozostali wybrali pracę w innym wymiarze.
Kolejnym czynnikiem wpływającym na sytuację na polskim rynku pracy jest to, że zaledwie 30 proc. ludzi w wieku 15–24 lat łączy pracę z nauką. To również wynik niższy od tego na Zachodzie. Zakaz handlu w niedzielę niestety będzie niekorzystny dla studentów, którzy do tej pory pracowali głównie w weekendy. Ale można ich zaktywizować zawodowo, oferując cząstkowe etaty.
Jakie warunki oferujecie nowym pracownikom?
Jesteśmy w gronie sieci spożywczych płacących najlepiej w kraju. Nowo przyjmowana osoba na stanowisko sprzedawcy kasjera otrzymuje od 2650 zł do 3250 zł brutto, w zależności od miasta. Nasi pracownicy zarabiają dziś o 350 zł więcej niż w roku ubiegłym i więcej, niż zarabiają chociażby nauczyciele. Po roku pracy oferujemy dodatek stażowy 100 zł brutto, a po trzech latach 200 zł brutto.
Poza tym wypłacamy 500 zł brutto premii kwartalnych. Otrzymują je pracownicy sklepów, które zrealizują cele sprzedażowe. Raz do roku, w kwietniu, wypłacamy też jednorazową premię. W 2017 r. wyniosła ona 1800 zł.
Wciąż płacicie poniżej średniej krajowej. Czy w kwietniu będą następne podwyżki?
Tak jak już mówiłem – w tym roku przyspieszyliśmy podwyżki i wprowadziliśmy je w styczniu. Odnośnie do kolejnych – dużo zależy od tego, jak nowe przepisy przełożą się na nasze obroty. Będziemy obserwować rynek.
Mimo zwiększania nagród za brak absencji rośnie liczba pracowników Biedronki na zwolnieniach, to już aż 10 tys. osób.
Mniej, spośród 65 tys. osób 9 tys. jest nieaktywnych. Jednak większość z nich – 6 tys. – to kobiety na urlopach macierzyńskich. W ubiegłym roku ich liczba zwiększyła się o 1,3 tys., czyli o 30 proc.
Pracownicy skarżą się na mobbing. Państwowa Inspekcja Pracy, która badała w minionym roku placówki Biedronki, stwierdziła znamiona mobbingu.
W naszej firmie nie ma przyzwolenia na takie zachowania. Zwracam uwagę na to, że w ramach sieci funkcjonuje ponad 2820 placówek i pracuje ponad 65 tys. osób. Trudno więc wykluczyć jednostkowe niewłaściwe zachowania. W 2017 r. przeszliśmy ponad 100 kontroli Inspekcji Pracy, w tym 17 kontroli przeprowadzonych na wniosek związków zawodowych. Sprawdzane były sklepy, biura oraz centra usług wspólnych. W podsumowaniu sporządzonym przez inspekcję czytamy, że nie zachodzą przesłanki do sprawdzenia pozostałych sklepów w sieci, ponieważ nieprawidłowości miały charakter jednostkowy. Jeśli w danej lokalizacji je stwierdzono wyciągaliśmy konsekwencje.
Jakie?
W firmie mamy politykę antymobbingową i antydyskryminacyjną, której przestrzegania pilnuje specjalne biuro obsługi pracownika. Jego głównym zadaniem jest sprawdzanie i wyjaśnianie każdego sygnału ze strony pracowników, a robią to psychologowie, socjologowie i specjaliści prawa pracy.
W 2017 r. do listopada dostało ono o 19 proc. mniej skarg dotyczących relacji pracowniczych niż w 2016 r.
Jak osiągnięcia Biedronki wyglądają na tle grupy Jeronimo Martins?
Zgodnie z przedstawionymi już przez grupę wstępnymi wynikami finansowymi, w 2017 r. zwiększyliśmy sprzedaż o 13,2 proc., do 11,075 mld euro – stanowiła ona 68 proc. całkowitej sprzedaży Grupy Jeronimo Martins. O zyskach poinformujemy pod koniec lutego, zgodnie z harmonogramem wyników giełdowych. Ale najważniejsze jest to, że rok 2017 przyniósł dalszy rozwój Biedronki na polskim rynku.