Aby otrzymać kolejne fundusze z KPO, Polska musi wdrożyć tzw. kamienie milowe. Jednym z nich jest właśnie ozusowanie umów cywilnoprawnych. Jeśli chodzi o umowy zlecenia, do tej pory składki były odprowadzane wyłącznie do wysokości minimalnego wynagrodzenia. W przypadku umów o dzieło, składek w ogóle nie płacono. Nowa reforma może objąć nawet 2 miliony Polaków.

Reklama

Ile będą wynosić pensje po ozusowaniu umów?

Konsekwencje ozusowania umów cywilnoprawnych będą bardzo poważne i to zarówno dla pracodawców, jak i pracowników. Ci pierwsi muszą przygotować się na wyższe koszty zatrudnienia, zaś drudzy na niższe wynagrodzenie. Na ten moment szczegóły wciąż nie są znane, jednak wszystko wskazuje na to, że składek nie trzeba będzie odprowadzać tylko w przypadku umów zawartych ze studentami do 26. roku życia oraz z uczniami szkół średnich.

Reklama

Choć reforma nie należy do łatwych, jej celem jest zwiększenie kapitału emerytalnego. Ozusowanie umów cywilnoprawnych ma zatem poniekąd przymusić Polaków do odkładania na emeryturę. Poza tym rządzący chcą zmniejszyć atrakcyjność “śmieciówek” względem etatu. O ile faktycznie spadną wynagrodzenia? Jak podaje Business Insider, w przypadku umów zleceń różnice mogą wynieść od 100 zł do nawet 2 tys. zł. Za wyliczenia odpowiada Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy w InFakt.

  • Osoby, które zarabiają 5 tys. zł brutto na umowie zlecenie, obecnie otrzymują “na rękę” 4070 zł. Po wprowadzeniu reformy będzie to już 3512 zł, co daje ponad 500 zł różnicy. Z kolei pracodawcy będą musieli wyłożyć dodatkowo 1024 zł.

W jeszcze gorszej sytuacji będą osoby zatrudnione w oparciu o umowę o dzieło. Obecnie odprowadza się od niej tylko zaliczkę na podatek dochodowy, która często jest obniżona, z uwagi na podwyższone koszty uzyskania przychodu.

  • Obecnie przy wynagrodzeniu 5 tys. zł brutto, osoby zatrudnione na podstawie umowy o dzieło otrzymują “na rękę” 4700 zł (przy 50 proc. kosztach uzyskania przychodu). Po reformie wynagrodzenie zmniejszy się do 3512 zł. Różnica będzie zatem bardzo duża, bo wyniesie aż 1188 zł. Pracodawca będzie musiał z kolei dopłacić 1024 zł.

Jakie mogą być skutki reformy?

Zmiany, które mają wejść w życie najprawdopodobniej od przyszłego roku, doprowadzą nie tylko do zmniejszenia wynagrodzeń i podwyższenia kosztów dla pracodawców. Jest duża szansa, że skutkiem reformy będzie też podwyższenie cen usług, bowiem firmy będą chciały zrekompensować sobie wzrost kosztów. Zdaniem ekspertów takie zmiany są jednak bardzo potrzebne. Zgadza się z tym Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich w rozmowie z Business Insider.

- Umowy zlecenia w zbiegach tytułów są wykorzystywane do budowania przewagi konkurencyjnej przez niektóre podmioty, nad tymi które zatrudniają na podstawie umowy o pracę. Firmy, które opierały swoją strategię o nieoskładkowane umowy zlecenia, są tańsze np. na rynku zamówień publicznych. Właściwie tylko one mogą wygrywać przetargi. Cała reszta musi się do nich dostosować albo opuścić rynek. Oskładkowanie wszystkich umów doprowadzi do wyrównania warunków konkurencji - wyjaśniał Łukasz Kozłowski.

Nie brakuje jednak również negatywnych opinii. Jak wspomina money.pl, wprowadzenie reformy może skutkować wypychaniem pracowników na jednoosobową działalność gospodarczą. Poza tym, istnieje ryzyko wzrostu szarej strefy. Ma to wynikać m.in. ze spadku zaufania do ZUS.