W dniu przyjazdu Viktora Orbana do Berlina rządowe media w Polsce oraz te sympatyzujące z obozem władzy, cytowały komentarz napisany przez Hansa-Georga Maassena. Przy czym zupełnie przypadkiem pomijano najciekawszą część tekstu, jaki były szef Federalnego Urzędu Konstytucji, a obecnie polityk CDU zamieścił na łamach „Die Weltwoche”.

Reklama

Należy od razu nadmienić, że Maassen przestał kierować kluczową niemiecką służbą specjalną w 2018 r. po ostrym konflikcie z SPD. Dotyczył on polityki migracyjnej federalnego rządu oraz postępowania wobec coraz liczniejszych w Niemczech mniejszości. Mając do wyboru między rozpadem koalicji a dymisją swojego protegowanego, kanclerz Merkel wybrała to drugie. Podejrzewano wówczas, iż wkrótce odnajdzie się on w skrajnie prawicowej AfD. Tymczasem znalazł swoje miejsce w CDU.

Maasen bije w rząd "nacjonalistycznego PiS"

Maassen to polityczny outsider, ponieważ ciągle ulega pokusie szczerego mówienia tego, co inni bardziej utalentowani politycy nigdy publicznie by nie powiedzieli. We wspomnianym komentarzu pisząc o Polsce podkreśla, że pod rządami „nacjonalistycznego PiS kultywowana jest nienawiść do Niemiec”, na dokładkę Polacy domagali się: „zniszczenia gazociągu Nord Stream 2 i głośno cieszyli się z państwowo-terrorystycznego ataku na rurociągi”, choć te są: „główną dla Niemiec arterią dostaw energii”. Tę swoją niewdzięczność okazywali, choć dostali tak dużo „pieniędzy unijno-niemieckich”, a na dokładkę chcą jeszcze „1,3 biliona euro reparacji”.

Węgry? Wzorowy sojusznik Niemiec

To, że Maassenen tak szczerze napisał co sądzi o sąsiadach zza Odry wcale nie jest w jego komentarzu najbardziej frapujące. Dużo bardziej interesująca z punktu widzenia polskiej racji stanu jest część - jakoś tak - nieobecna w naszych mediach. Polityk CDU wylewając żale na szkodzącą niemieckim interesom Polskę jednocześnie prezentuje przykład wzorowego sojusznika Niemiec od prawie 35 lat. „Węgrzy otworzyli ogrodzenia graniczne w 1989 roku. To oni opierali się życzeniom kierownictwa SPD i umożliwili Niemcom z NRD emigrację na Zachód” – podkreśla.

„To Węgrzy zamknęli dla nas granice w 2015 roku, ponieważ ówczesna kanclerz nie chciała powstrzymać masowej migracji do Europy. To Węgrzy pozostają lojalni wobec Niemiec do dziś, pomimo wszystkich zniesławień ze strony czołowych niemieckich polityków” – wylicza Maassen. Cały tekst oparty jest na pokazywaniu różnic między złymi Polakami i dobrymi Węgrami. Kończy go zaś wezwaniem do Annaleny Baerbock, aby przywitała Orbana w Berlinie podziękowaniami oraz zwrotem: „Wir werden für euch da sein”, stanowiącym w Niemczech tradycyjne zapewnienie o całkowitej solidarności.

Reklama

Stojąca na czele Ministerstwa Spraw Zagranicznych polityk z Partii Zielonych nie miała do tej serdeczności za bardzo okazji (nota bene próbowała ją demonstrować podczas niedawnej wizyty w Warszawie). Orbana zawłaszczyli dla siebie starzy koalicjanci z czasów rządów CDU-SPD, a mianowicie Olaf Scholz oraz Angela Merkel. To z nimi gość odbył dwa, osobne spotkania, rozmawiając łącznie przez kilka godzin. Podsumowano je bardzo lakonicznym komunikatem dla mediów. Tak ogólnikowym, jakby całość rozmów ograniczyła się do piętnastominutowej wymiany uprzejmości. W sumie wiadomo tyle, iż w dużej mierze dotyczyły wojny na Ukrainie.

Bulwersujące propozycje Orbana

Jeszcze przed spotkaniem z niemieckimi partnerami Orban w rozmowie z dziennikarzami magazynu „Cicero” i gazety „Berliner Zeitung” wyartykułował swoje spojrzenie na trwający konflikt. W niczym się ono nie zmienia od kilku miesięcy poza jednym - im bardziej Putin przegrywa, tym mocniej premier Węgier chciałby znaleźć dla niego jakieś koło ratunkowe.

Orban wezwał więc do: „natychmiastowego zawieszenia broni i rozpoczęcia negocjacji pokojowych”. Czyli dania siłom inwazyjnym możliwości okopania się, zebrania rezerw i nie oddania Ukraińcom reszty zdobyczy. Dzięki czemu reżym Putina zyskałby większe szanse ogłoszenia sukcesu i umocnienia swej nadwątlonej władzy w Rosji. Jednocześnie zachowując możliwość wznowienia konfliktu zbrojnego w bardziej sprzyjających okolicznościach.

Węgry rzecznikiem interesów Kremla

Orban podkreślił przy tym, że: „Moskwa ma nieograniczone zasoby energii, wojska i ludzi” – czyli jeśli nie wymusimy na Ukraińcach zawieszenia broni, to wojna potrwa jeszcze długo, mieszkańcy Unii Europejskiej będą ubożeć i cierpieć, a Kijów i tak przegra. Następnie premier Węgier zaproponował, żeby negocjacje pokojowe prowadziły bezpośrednio Stany Zjednoczone z Rosją – co byłoby nobilitujące dla znękanego porażkami Putina. Wreszcie pochwalił Angelę Merkel za to, jak poradziła sobie z „odizolowaniem konfliktu” w 2014 r. Reasumując - jeśli idzie o rzecznika interesów Kremla, to premier Węgier niezmiennie dzierży prym na tym polu w UE.

Nota bene, to co mówił dobrze współgrało z treścią wykładu Angeli Merkel, jaki wygłosiła niewiele ponad dwa tygodnie temu, przy okazji otwarcia „Fundacji Helmuta Kohla”. Emerytowana kanclerz oświadczyła wówczas, iż: „należałoby zawsze myśleć także o tym, co obecnie jest tak nie do pomyślenia, po prostu nie do wyobrażenia - a mianowicie, że można na nowo rozwijać coś w rodzaju relacji z Rosją”.

Na kolejnym wykładzie poszła krok dalej, postulując planowanie przyszłej „europejskiej architektury bezpieczeństwa uwzględniającej Rosję”. Co do stanowiska Olafa Scholza, to w tej kwestii można niezmiennie doświadczać tzw. dysonansu poznawczego. Na jednej szali mamy bowiem liczne wypowiedzi kanclerza o tym jak bardzo wspiera i chce jeszcze bardziej wspierać Ukrainę. Na drugiej są czyny w postaci dostaw ciężkiego uzbrojenia niezbędnego do odbicia okupowanych ziem. Tu szkoda już nawet komentować, bo każdy może sobie sprawdzić realia w Internecie.

Orban i Scholz jak bliźniacy

Natomiast w podkreślaniu wielkości pomocy, jakiej ich kraje udzieliły Ukraińcom, no to Scholz i Orban są jak bliźniacy. Obaj opowiadają o czymś gigantycznym, acz nijak nie przystającym do prawdy.

Tymczasem właśnie fakty są najbardziej interesujące. Po kilku latach ochłodzenia relacji między Berlinem a Budapesztem, w nowych okolicznościach obie strony tak jakby zaczynały znajdować wspólny język. Powracając do dawnego pragmatyzmu całkowicie odpornego na ten drobiazg, iż rządy Orbana na Węgrzech tak bardzo rozmijają się z zasadami liberalnej demokracji.

Viktor Orban I Olaf Scholz w Berlinie / PAP/EPA / CLEMENS BILAN

„W 2021 r. RFN odpowiadała za 25% węgierskiej wymiany handlowej. Jest tam także największym inwestorem, szczególnie w branży motoryzacyjnej. Kluczowe znaczenie dla węgierskiej gospodarki mają zakłady Audi w Győr i Mercedesa w Kecskemét. W 2022 r. z dwuletnim opóźnieniem rozpoczęła się budowa fabryki BMW w Debreczynie (ma zostać ukończona w 2025 r.). Firmy te korzystają z najniższego w UE podatku od przedsiębiorstw (9%) i mogą liczyć na preferencyjne warunki (m.in. subwencje państwowe) przy nowych inwestycjach” – można wyczytać w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich pt. „Orbán w Berlinie: próba porozumienia w walce o środki UE”.

Węgry i kontrakty na niemieckie uzbrojenie

Węgry staną się też jednym z najważniejszych partnerów dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Kolejne kontrakty, obecnie zawierane, dotyczą czołgów Leopard 2, samobieżnych haubic PzH 2000, bojowych wozów piechoty Lynx, śmigłowców H145M i H225M. W tym miejscu Hans-Georg Maassen miałby prawo wylać dodatkowe żale dotyczące Polski, która pogardziła niemiecką zbrojeniówką, woląc współpracować z amerykańską i koreańską.

Jest też jeszcze jedna kwestia spajająca Berlin i Budapeszt, mianowicie polityka wschodnia. Aż do inwazji Rosji na Ukrainę w kwestii kooperacji gospodarczej i politycznej z Moskwą, a także Pekinem, rządy Niemiec i Węgier zachowywały się wręcz bliźniaczo. Różnice pojawiły się po 24 lutego tego roku. Orban pozostał stronnikiem Kremla. Sankcje nakładane na agresora akceptuje dopiero wówczas, gdy jest w UE stawiany pod ścianą. Rząd Scholza stara się zachowywać solidarnie ze Stanami Zjednoczonymi i innymi krajami Zachodu. Jednak bez przesadzania z nadgorliwością w polskim stylu. Kiedy tylko może, próbuje kluczyć.

Tymczasem wojna na Ukrainie zdaje się wchodzić w bardzo niekorzystną dla Rosji fazę. Jeśli ogłoszona mobilizacja nie przyniesie na froncie przełomu, wówczas wiosną zawiśnie nad Kremlem widmo militarnej klęski. Przyśpieszanie przez Waszyngton dostaw broni dla ukraińskiej armii wskazuje, iż Amerykanie nie mieliby nic przeciwko takiemu finałowi (Warszawa tym bardziej).

Natomiast w przypadku orbanowskich Węgier oznaczałoby to definitywny koniec wzmacniania ich pozycji w UE, za sprawą bliskiej kooperacji surowcowej i politycznej z putinowską Rosją. Nie wspominając o śmierci gorących marzeń, by kiedyś przekreślić ustalenia traktatu z Trianon.

Nota bene, tak samo lewarowały swe strategiczne znaczenie Niemcy w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Im Rosja była silniejsza, a zarazem wroga wobec Ameryki, tym bardziej Waszyngton widział w Berlinie swego partnera. Słabnięcie Kremla oznacza całkowity rozpad starej układanki. O stratach dla niemieckiej gospodarki już nie wspominając.

Po co Orban zjawił się w Berlinie?

Po co zatem zjawił się w Berlinie Orban i czy tylko chodziło mu o odblokowanie dostępu do funduszy na KPO?

W tej kwestii pewną podpowiedź może dać to, jakie kraje odwiedził po wygraniu na Węgrzech ostatnich wyborów parlamentarnych. Są to: Austria, trzy razy Serbia, Rosja i teraz Niemcy. Każdego z wymienionych wygrana Ukrainy mniej lub bardziej zaboli, przynosząc wymierne straty. I tu można by przejeść do spekulacji, o czym tak naprawdę w cztery oczy przez ponad dwie godziny rozmawiali premier i kanclerz. Jednak byłby to jedynie zbyt daleko idące przypuszczenia. Choć jeśli wspominali o Polsce, to trudno podejrzewać, iż miało to pozytywny kontekst. Outsider Hans-Georg Maassen wyliczając twarde fakty, utrafił bowiem w sedno wskazując, kto jest obecnie prawdziwym sojusznikiem Berlina.