"W ostatnich latach przed pierestrojką (ZSRR – przyp. aut.) był w stanie istnieć jedynie dzięki eksportowi ropy i gazu" – przyznał na łamach wydanej w 1999 r. książki "On My Country and the World" Michaił Gorbaczow. Dwa lata później w wywiadzie dla tygodnika "Newsweek" oznajmił: "Związek Radziecki był zakładnikiem politycznych wojen toczonych na wewnętrzny użytek. Szybko wyszło na jaw, że kraj nie potrafi się przystosować do wyzwań współczesnej nauki i technologii, że ucieka od reform strukturalnych. To był główny powód krachu ZSRR". Obie te diagnozy ostatniego przywódcy komunistycznego supermocarstwa, przed którym niegdyś drżał świat, okazują się zadziwiająco aktualne w odniesieniu do stanu współczesnej Rosji. Z jedną małą poprawką. Otóż kondycja Związku Radzieckiego na kilka lat przez upadkiem prezentowała się zdecydowanie lepiej.
Marian Zacharski, zestawy S-300, MiG-29 i Su-27
Oba państwa wydawały ogromne kwoty na siły zbrojne. W zeszłym roku Federację Rosyjską kosztowały one 15 proc. całego budżetu. W ZSRR zwykle było to ok. 20 proc. Jednak inwazja na Ukrainę pokazuje, że właściwie cały potencjał rosyjskich wojsk opiera się na sprzęcie i technologiach odziedziczonych po Armii Radzieckiej. Fakt, że w dużej mierze nie opracowali ich samodzielnie sowieccy naukowcy, lecz wydatnie pomogli im pracujący dla wywiadu ZSRR i państw Bloku Wschodniego, szpiedzy - na czele z Marianem Zacharskim. Nota bene owoce jego ciężkiej pracy, wykonanej pod koniec lat 70. w USA możemy dziś oglądać na żywo w akcji. Rozwiązania konstrukcyjne i technologiczne jakie wykradł zastosowano m.in. w systemach obrony przeciwlotniczej S-300, samolotach MiG-29 oraz Su-27. Informacje napływające z frontu pokazują, jak wspominany sprzęt jest ważny dla obu stron. Acz Ukraińcy zdają się wykorzystywać go dużo lepiej.
Mając wsparcie KGB biura konstrukcyjne w Związku Radzieckim potrafiły tworzyć uzbrojenie dotrzymujące kroku amerykańskiemu. Nawet przed samym rozpadem ZSRR na tym polu (będącym jednym z decydujących o światowej pozycji mocarstwa) Moskwa nie odstawała zbytnio od głównego przeciwnika. Trzydzieści lat później między najnowocześniejszym uzbrojeniem natowskim a rosyjskim zieje już przepaść. Pomimo olbrzymich wydatków na zbrojenia Federacji Rosyjskiej udało się jedynie nieco zmodernizować pozostałe w spadku po ZSRR czołgi, samoloty, rakiety itd.
Nowoczesna broń widywana jedynie na defiladach
Produkując ich nowsze wersje. Natomiast broń rzeczywiście nowej generacji, jak: czołgi T-14, czy samoloty myśliwskie Su-57, widywana jest na defiladach, lecz do użycia podczas wojny wyraźnie się nie nadają. Kreml z dumą informował, że zaatakowano ukraińskie cele pociskami hipersonicznymi Kindżał, czemu nadano wręcz uroczystą oprawę. W tym tygodniu Pentagon potwierdził, iż wystrzelono ich jakieś 12 sztuk i na tym fetowanie technologicznego sukcesu dobiegło końca. Przy takiej liczbie wpływ rosyjskich pocisków hipersonicznych na bieg wojny będzie nawet nie znikomy, ale wręcz niezauważalny. Większy wywrze dowolna bateria dział samobieżnych wyprodukowana w ZSRR czterdzieści lat temu.
W roku 1987 sekretarz obrony USA Caspar W. Weinberger w rocznym raporcie dla Kongresu ostrzegał, że pomimo głębokiego kryzysu ZSRR zachował olbrzymie zdolności do kontynuowania produkcji zbrojeniowej. We wspomnianym dokumencie podkreślano, iż w latach 1974-1982 amerykański przemysł wyprodukował 6,4 tys. czołgów, zaś sowiecki 17,3 tys. W przypadku bojowych wozów piechoty różnica wynosiła 4,8 tys. do aż 36 tysięcy, a samolotów bojowych 3 tys. do 6 tys. Wielokroć uboższy Związek Radziecki, gigantycznym wysiłkiem oraz za sprawą wyrzeczeń narzucanych społeczeństwu, okazywał się zdolny do produkowania większych ilości broni niż Amerykanie. Jednocześnie sowiecki reżym nieustannie starał się wbijać do głowy obywatelom, że siły zbrojne są ważniejsze od ich osobistych potrzeb. Tak, aby myśleli podobnie jak stary robotnik Zosim Popkow z pierwszej części trylogii wojennej Konstantina Simonowa "Żywi i martwi". Zaraz po najeździe III Rzeszy na ZSRR deklaruje on: "ja bym w ostateczności i mieszkanie to oddał, w jednym pokoju zamieszkał. Ósemką chleba bym się zadowolił, polewkę bym jadł jak podczas wojny domowej, byleby tylko wojsko miało wszystko” (do postaci tej chętnie nawiązywała propaganda w ZSRR w latach zimnej wojny).
Półprzewodniki ze zmywarek i lodówek
Dzięki olbrzymim zapasom sprzętu z czasów ZSRR Federacja Rosyjska nadal jest wstanie prowadzić działania zbrojne, jednak wiele wskazuje na to, iż nie posiada zdolności ich szybkiego odtwarzania. Co jakiś czas powtarzają się informacje o zawieszaniu produkcji przez jedyne wielkie zakłady wytwarzające czołgi Uralwagonzawod (Uralską fabrykę wagonów) z powodu braku podzespołów. Szczególnie deficytowe okazują się niezbędne niemal w każdym nowoczesnym rodzaju uzbrojenia mikroprocesory. W czwartek minister handlu USA Gina Raimondo poinformowała, że wedle doniesień ukraińskiego wywiadu rosyjski przemysł zbrojeniowy ratuje się wydłubując półprzewodniki ze "zmywarek i lodówek". Tych akurat na Ukrainie w pierwszych tygodniach wojny zdobyto całkiem sporo. Jednak skoro front stanął w miejscu, źle wróży to utrzymaniu ciągłości produkcji czołgów, samolotów, czy pocisków samosterujących.
Tak olbrzymi regres nie dotknął jedynie sił zbrojnych. Związek Radziecki produkował pojazdy kosmiczne oraz doskonalił wynoszące je na orbitę okołoziemską rakiety. Posiadał własne stacje orbitalne. Tu podobnie jak ze sprzętem militarnym przez trzydzieści lat zdobyto się na pewne modernizacje oraz ulepszenia. Ale generalnie Roskosmos żyje z tego, co mu zostało po ZSRR, zużywając do granic możliwości posiadane zasoby. Zamiast nowej generacji pojazdów kosmicznych tworzy medialne miraże o przyszłym podboju przestrzeni pozaziemskiej.
W przypadku lotnictwa cywilnego Rosja musiała zawłaszczyć sobie ponad 500 leasingowanych samolotów pasażerskich należących do zachodnich firm. Do czego potrzebny był specjalny dekret prezydenta. Jednak zachodnie sankcje odcięły ukradzione maszyny od części zamiennych. Tymczasem jak podaje serwis politico.eu nawet produkowane przez Komsomolskie Zjednoczenie Przemysłu Lotniczego odrzutowce pasażerskie Suchoj Superjet 100 nie polecą, jeśli elementów do ich silników nie dostarczy francuska firma Safran. Jedynym sposobem na utrzymanie połączeń lotniczych okazuje się stopniowa „kanibalizacja” kolejnych maszyn. „Ponad połowa rosyjskiej floty powietrznej może zostać rozebrana na części do 2025 roku” – twierdzi politico.eu. Pechowo samoloty pasażerskie odziedziczone po ZSRR już dawno temu złomowano.
Łapówkarstwo i złodziejstwo
Zanik szybkiego transportu lotniczego w tak olbrzymim kraju oznacza nieuchronne rozluźnienie więzów spajających poszczególne regiony. Jednocześnie nie widać w obecnej Rosji zdolności, żeby temu procesowi przeciwdziałać. W jej wewnętrzny porządek wpisano bowiem mechanizm blokujący każdą próbę modernizacji. Jak trudna była ona w warunkach sowieckich pokazała klęska „pierestrojki” Gorbaczowa. Tymczasem ówczesny stopień degeneracji aparatu państwa nawet nie umywał się do współczesnego. Choć łapówkarstwo i złodziejstwo stanowiło trwałą składową „kodu genetycznego” ZSRR, różnicę czyniła skala zjawiska. W putinowskiej Rosji elity otrzymały możność zawłaszczania sobie o wiele większej część istniejących zasobów. Jednocześnie do najazdu na Ukrainę mogły zdobycz transferować za granicę, tak sukcesywnie zubażając swój kraj. Jaka jest codzienna skala rozkradania Federacji Rosyjskiej tak naprawdę nikt nie potrafi nawet oszacować.
Pewną namiastkę tego daje stary raport zmarłego nagle cztery lata temu wykładowcy Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego, prof. Marata Musima. Gdy jeszcze próbowano w Rosji walczyć z korupcją przygotował on wraz ze swym zespołem dla FSB analizę sprawozdawczości ponad miliona firm prowadzących na terenie Federacji Rosyjskiej działalność gospodarczą. Upubliczniony pod koniec 2011 r. dokument wywołał na Kremlu spore niezadowolenie i szybko o nim zapomniano. Mówił o tym, że w 740 tys. sprawozdań odkryto ślady: korupcji, malwersacji albo oszustw podatkowych. Profesor Musim szacował, iż w pierwszej dekadzie XXI w. państwo rosyjskie zostało okradzione na kwotę 15 bilionów rubli (jeden dolar kosztował wtedy 29 rubli), co stanowiło wówczas 27 proc. rosyjskiego PKB. Wedle badań najwięcej kradli ludzie związani z wielkimi, państwowymi koncernami (ponoć zagarniali aż 80 proc. łupów). Za nimi w rankingu znajdowały się szefostwa: służb celnych, Ministerstwa Spaw Wewnętrznych, FSB, Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, wreszcie zwykli politycy i biznesmeni.
Putinizacja i wyprane mózgi
Raport prof. Musima szybko odesłano do archiwów. On sam badał jeszcze kilka lat zjawisko korupcji, aż nagle zmarł w wieku 59 lat. Oficjalnie z powodu zakrzepicy. Dziś, kiedy w Rosji płonie kolejny magazyn lub ośrodek badawczy nie sposób określić, czy stoją za tym ukraińskie służby specjalne, czy też jego szefostwo zaciera ślady malwersacji. W przypadku twerskiego Centralnego Instytutu Badawczego Wojsk Obrony Przeciwlotniczej, nim spłonął wraz z 22 pracownikami, już prowadzono śledztwa w sprawie zawłaszczania skromnej kwoty 300 mln rubli.
W momencie próby, jaką stał się najazd na Ukrainę, skorumpowany aparat państwa okazał się niezdolny do zapewnienia armii odpowiedniego uzbrojenia i zaopatrzenia.
I nadal jest to początek długiej listy objawów rosyjskiej degeneracji. Zupełnie odrębnym rozdziałem jest społeczeństwo, akceptujące bez problemu zbrodnie oraz ślepo popierające swego prezydenta, choć wiedzie on kraj ku coraz bardziej nieuchronnej katastrofie. Jak się okazuje pod koniec lat 80. zwykli Rosjanie byli zdolni do o wiele większego krytycyzmu wobec polityki rządzących, wykazując się przy tym sceptycyzmem w odniesieniu do oficjalnej propagandy. Dwadzieścia lat putinizacji skuteczniej wyprało rosyjskie mózgi niż udawało się to czynić komunistom. Owocuje to brakiem szans, by w Rosji mogło się cokolwiek zmienić na lepsze. Nawet wstrząs, jakim zawsze jest przegrywana wojna, nie zainicjuje naprawy państwa. Zdegenerowane społeczeństwo jeśli nie może skoczyć do gardła obcym, by wyładować skumulowaną w sobie agresję i nienawiść, zwykle skacze do gardła samo sobie.