25,8 mld zł są warte poprawki do przyszłorocznej ustawy budżetowej, jakie zgłosili dotychczas posłowie. Dużo? Niekoniecznie. Podczas prac nad projektem budżetu na 2016 r. posłowie zaproponowali poprawki warte... 50 mld zł. Prace nad ustawą nie zostały jeszcze zakończone – wczoraj odbyło się drugie czytanie. Nie oznacza to jednak, że projekt ulegnie istotnym zmianom: dotychczas poprawki opozycji były odrzucane. Przechodziły propozycje przedstawicieli rządzącego Prawa i Sprawiedliwości, tych było jednak niewiele.
Posłowie mają jedno istotne ograniczenie w trakcie prac nad projektem budżetu: nie mogą proponować modyfikacji, które skutkowałyby zwiększeniem deficytu. Chcąc wprowadzić do ustawy nowe wydatki (do tego bowiem sprowadzają się pomysły parlamentarzystów), mają więc dwie możliwości: jedna to wskazanie źródeł finansowania w postaci dodatkowych dochodów, druga polega na zmniejszeniu innej pozycji wydatkowej.
Podczas prac nad budżetem na 2016 r. hojność posłów zwiększało to, że o wskazanie dodatkowego źródła dochodów było łatwo: była to wpłata z zysku Narodowego Banku Polskiego. Okazało się bowiem, że bank centralny zarobił ok. 8 mld zł. Parlamentarzyści przygotowali kilkadziesiąt propozycji nowych wydatków, które miały być sfinansowane z tego właśnie źródła. Tyle że aby je w pełni pokryć, wpłata banku do budżetu musiałaby wynieść prawie 20 mld zł.
Reklama
Pierwsze szacunki ekonomistów mówią, że w tym roku NBP może mieć zysk jeszcze wyższy niż w ubiegłym. Należy się spodziewać, że przekroczy 10 mld zł. Na razie jednak pieniądze z banku centralnego chciał wykorzystać tylko jeden poseł – Błażej Parda z Kukiz’15. Gdyby zgłoszona przez niego poprawka przeszła, byłaby najbardziej kosztownym poselskim pomysłem w trakcie prac nad budżetem na 2017 r. Poseł chciałby zmniejszenia planowanej kwoty dochodów z podatku dochodowego od osób fizycznych o 8,4 mld zł „w związku ze zwiększeniem kwoty wolnej”. Prócz 2,4 mld zł z NBP źródłem finansowania miałyby być o 2,5 mld zł wyższe dywidendy z państwowych firm, o 2 mld zł wyższe wpływy z VAT, dodatkowe 750 mln zł z akcyzy i 700 mln zł podatku dochodowego od osób prawnych.
Dzięki Pardzie Kukiz’15 jest liderem pod względem propozycji przesunięć w wydatkach w przyszłorocznym budżecie. Platforma Obywatelska pozostaje jednak niewiele z tyłu. Jej posłowie zaproponowali przesunięcia na niemal 8,4 mld zł. Prawie 5,9 mld zł z tej kwoty miałoby pójść na budowę dróg. Przykłady? Poseł Małgorzata Chmiel chciałaby wydać miliard złotych na budowę trasy S6 z Trójmiasta do Szczecina. Beata Małek proponuje zapisanie w wydatkach 800 mln zł na modernizację dwóch dróg krajowych na Śląsku i kolejne 600 mln na trasę średnicową w Sosnowcu.
Drugie miejsce pod względem popularności wśród posłów ma zwiększanie rezerw celowych – PO chciałoby tu przesunięcia niemal 2,3 mld zł. Wśród pomysłów jest zgłoszone przez poseł Alicję Chybicką 600 mln zł na rozbudowę szpitala klinicznego we Wrocławiu czy taka sama kwota od Izabeli Leszczyny „na dofinansowanie zadań realizowanych przez mieszkańców województwa śląskiego na rzecz ograniczania niskiej emisji”.
Skąd pieniądze? Posłowie widzą możliwości zaoszczędzenia na kosztach obsługi długu publicznego (w sumie z tej pozycji chcieliby uszczknąć 5,3 mld zł; zaplanowane na przyszły rok wydatki na obsługę zadłużenia to nieco ponad 30 mld zł, o 1,4 mld zł mniej niż w ustawie budżetowej na 2016 r.). Kolejny pomysł to ograniczenie innych rezerw celowych. Jak uważają, tu „do wzięcia” jest w sumie niecałe 5,1 mld zł. Kilka pomysłów na przesunięcie wydatków wiązało się z propozycjami obcięcia budżetów Instytutu Pamięci Narodowej, Kancelarii Prezydenta czy Kancelarii Senatu.
W pomysłach związanych ze zwiększeniem dochodów państwa przodują parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej. W tej kategorii na drugim miejscu jest Nowoczesna. Najczęściej źródłem większych wpływów miałby być VAT.
Próbą wpisania do ustawy budżetowej projektów związanych najczęściej z ich okręgami posłowie starają się zyskać punkty u wyborców. Rzadko jednak się zdarza, by te inicjatywy w budżecie faktycznie się znalazły. Posłowie opozycji zgłosili ponad 240 poprawek, ale w Komisji Finansów Publicznych zostały one odrzucone (Sejm zajmie się nimi jako wnioskami mniejszości). Propozycji posłów Prawa i Sprawiedliwości było znacznie mniej. Te jednak zyskiwały poparcie – zarówno resortu finansów, jak i większości posłów. Większość z nich zgłosił Jacek Sasin, szef Komisji Finansów Publicznych.
Podczas posiedzenia komisji najdłużej dyskutowano na temat wysuniętej przez niego poprawki zwiększającej o 108,8 mln zł tzw. wydatki bieżące jednostek budżetowych. Żeby uwolnić tę kwotę, trzeba było np. o 35,7 mln zł ograniczyć budżet Krajowej Rady Sądownictwa, o 16,5 mln zł zmniejszyć plan wydatków Instytutu Pamięci Narodowej, pozbawić 15 mln zł Naczelny Sąd Administracyjny, a 7 mln zł – Sąd Najwyższy czy też obciąć budżety rzecznika praw obywatelskich (o 5 mln zł) czy rzecznika praw dziecka (o milion). W ramach przesunięć w wydatkach wymiaru sprawiedliwości limit wydatków NSA zmniejszono jeszcze o kolejne 11 mln zł, a KRS – o 2,3 mln zł. Z budżetu NSA Jacek Sasin wygospodarował jeszcze prawie 1,6 mln zł, które mają trafić do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Głosowanie nad budżetem na przyszły rok jest zaplanowane na piątek. Później dokument trafi do Senatu, który zgodnie z konstytucją ma 20 dni na jego rozpatrzenie. Prezydent ma na podpisanie ustawy tydzień.