Znowu mówi się o obywatelskim projekcie ustawy zakazującej handlu w niedzielę. Obecnie temat jest o tyle na czasie, że idzie w parze z nowym podatkiem od hipermarketów. NSZZ "Solidarność" złożyła już swój projekt na Wiejskiej. To nie pierwszy raz kiedy w Sejmie dyskutuje się na ten temat. Już w 2014 roku rząd rozpatrywał te kwestię, ale ostatecznie projekt nie został przyjęty.

Reklama

Oblicz ratę kredytu gotówkowego w 3 krótkich krokach. Przejdź do porównywarki! >>>

Kiedyś a dziś

Związkowcy w swoich postulatach o ograniczeniu niedzielnego handlu nawiązują do ustawy sprzed 1974 roku, kiedy taki zakaz obowiązywał. W Polsce od 2007 roku obowiązuje zakaz handlu w 13 świątecznych dni w roku, nie obejmuje on jednak m.in. stacji benzynowych i aptek. W krajach Unii Europejskiej nie ma jednolitych przepisów regulujących tę kwestię. W większości krajów jest tak, że to samorządy o tym decydują i nakładają ograniczenia co do otwarć sklepów.

Osoby popierające projekt jako wzór dobrej regulacji handlowej wskazują Węgry, gdzie w ubiegłym roku wprowadzono obostrzenia dotyczące niedzielnego handlu. Z zakazu tego są wyłączone m.in. apteki, stacje benzynowe i małe sklepy prowadzone przez samych właścicieli lub ich rodzinę.

TotalMoney.pl

Idee i konsekwencje

Zaproponowana przez Solidarność ustawa (miałaby zacząć obowiązywać już w 2017 r.) nie jest jednak tak restrykcyjna, jak wcześniejsze propozycje. Zakaz ma nie dotyczyć:
• stacji benzynowych,
• okresów przedświątecznych oraz wyprzedażowych,
• miejscowości turystycznych.


Autorzy projektu uważają, że praca w niedziele odbiera pracownikom prawo do odpoczynku oraz czasu przeznaczonego dla najbliższych. Temat ma jednak głębsze podłoże, dotyczy bowiem nie tylko kwestii gospodarczych, lecz przede wszystkim etycznych. Oponenci są zdania, że rządzący wykorzystują ten aspekt i w łatwy sposób manipulują elektoratem.
Entuzjaści zmian prognozują, że już w ciągu 2 lat od wejścia w życie ustawy wzrośnie sprzedaż i zatrudnienie. Dzięki zamknięciu wielkich galerii w niedzielę małe sklepy osiedlowe czy butiki będą miały okazje do zarobku. Ekonomiści sądzą jednak, że zyski z tego tytułu będą minimalne, zaś straty ogromne i ucierpi na nich i gospodarka, i wszyscy obywatele.
Oponenci twierdzą, że zakaz lub ewentualne ograniczenie handlu w niedziele spowolni wzrost gospodarczy, zmniejszy zatrudnienie i spowoduje obniżkę wynagrodzeń. Zamknięcie galerii w niedziele może być równoznaczne z likwidacją bardzo wielu etatów. Sami pracownicy obawiają się z kolei obniżenia pensji.

Czy proponowana ustawa, nie jest jednak celowym zabiegiem związków zawodowych, by nie tyle ograniczyć handel w niedziele, a jedynie wywalczyć lepsze warunki pracy i wyższą stawkę? Czy jednak decyzja o tym, czy pracować w niedziele czy nie, nie powinna być wyborem głównych zainteresowanych, czyli pracowników?

Reklama

Porównaj kredyty gotówkowe i wybierz najlepszy dla siebie >>>

Z jednej strony podatek od hipermarketów, z drugiej strony pomysł zabrania 1/7 czasu pracy - zbiegnięcie się tych dwóch ustaw w jednym czasie może bardzo źle wpłynąć na branżę. Pytanie, kto na tym straci najbardziej? Sklepy najprawdopodobniej podniosą po prostu ceny, przerzucając tym samym koszty na klientów. Oznacza to tylko tyle, że za pomysły rządzących i zmienianie dobrego na lepsze zapłacą wszyscy.