Urszula Mirowska-Łoskot: Dzisiaj zostaną zaprezentowane wnioski płynące z najnowszej edycji raportu „Barometr polskiego rynku pracy”. Co z niego wynika?
Krzysztof Inglot: Okazuje się, że o ile w tym roku nastroje dotyczące rynku pracy były dobre, o tyle przyszły rok stoi pod znakiem gigantycznych obaw - zarówno pracowników, jak i pracodawców. Mają coraz gorsze nastroje z uwagi na sytuację gospodarczą. Obawy dotyczą zwłaszcza rosnących kosztów prowadzenia działalności, które są spowodowane inflacją, cenami energii, wynagrodzeniami itd.
Niektóre firmy już zapowiadają masowe zwolnienia, nawet po kilkaset osób…
Zgadza się, ale warto zauważyć, że jednak dotyczy to poszczególnych firm, a nie całych branż. Problemy mają przede wszystkim zakłady pracy, które bazowały na zamówieniach publicznych, a także produkujące na rynek wschodni, który jest objęty embargiem. One ucierpiały, jeżeli chodzi o poziom produkcji i są zmuszone redukować zatrudnienie. Ale poza tym wciąż wiele firm w Polsce utrzymuje zwiększoną produkcję, większą niż w okresie covidowym, i zamierza utrzymać plany produkcyjne dotyczące tego roku. Zatem z naszych obserwacji wynika, że do marca 2023 r., z uwagi na niestabilną sytuację gospodarczą, pracodawcy będą wyczekiwać - obserwować i starać się przeczekać ten okres, czyli raczej nie będą planowali zwolnień. Dopiero po I kwartale będą podejmować decyzje kadrowe albo dalej wstrzymają się z większymi ruchami.
A jakie branże będą zatrudniać?
Szczególnie te związane z nowymi technologiami czy elektromobilnością itp. Widzimy, że firmy w tym sektorze zwiększają zatrudnienie i będą dalej szukać pracowników, bo ich potrzeby kadrowe są ogromne.
Jak wojna wpłynęła na sytuację na rynku pracy?
Co ciekawe, nie dotknęła ona pracowników w Polsce. Z jednej strony wojna nie zmieniła znacznie nastawienia Polaków do Ukraińców, za to Ukraińcy dużo cieplej myślą teraz o Polakach. W tym kontekście wojna nie wywołała negatywnych reperkusji, a nawet można powiedzieć, że spowodowała dużo dobrego w relacjach między polskimi pracownikami a cudzoziemcami zatrudnionymi w tych samych zakładach. Jest to szczególnie ważne, bo coraz więcej przedsiębiorców zatrudnia obcokrajowców i jest to tendencja wieloletnia. Na początku zwłaszcza duże przedsiębiorstwa ściągały zagranicznych pracowników, bo miały możliwość zatrudnienia tłumaczy, przeszkolenia tych pracowników, dostosowania produkcji pod tę grupę osób. Natomiast teraz widzimy, że coraz częściej korzystają z ich wsparcia także małe i średnie firmy. One również dostrzegły, że to dla nich szansa na pozyskanie dobrych pracowników.
Jakie są prognozy dotyczące wynagrodzeń?
Największy wpływ na to, że pracodawcy wstrzymują się z podnoszeniem wynagrodzeń, mają rosnące koszty związane z rachunkami, np. za gaz, prąd itp. Czyli dokładnie te same powody, przez które pracownicy upominają się teraz o podwyżki. W przypadku branż (np. budownictwo, przemysł ciężki), gdzie pracują głównie mężczyźni, których rzeczywiście brakuje na rynku pracy, to oni dyktują warunki. I tutaj pensje rosną.
A w przypadku innych branż wracamy do rynku pracodawcy?
W dalszym ciągu mamy do czynienia z rynkiem pracownika. Wciąż, mimo napływu uchodźców, brakuje rąk do pracy. Do rynku pracodawcy powróciliśmy tylko na chwilę w trakcie pandemii, ale to był krótki okres. Nadal mamy i będziemy mieli rynek pracownika, bo przedsiębiorcy zgłaszają gigantyczne wakaty. Wiele osób bezrobotnych mogłoby podjąć zatrudnienie, ale nie decyduje się na to. W Polsce mamy ok. 700 tys. Ukraińców, głównie kobiet, w wieku produkcyjnym, z czego pracę ma 520 tys., jak wynika z ostatnich danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Jest zatem 180 tys. kobiet, które można by zaktywizować, np. zapewniając opiekę nad dziećmi.
Czy pracownicy częściej deklarują, że planują zmieniać pracę?
Rosnąca liczba ofert pracy i presja inflacyjna częściej skłaniają do takich decyzji. Z uwagi chociażby na sytuację gospodarczą i rosnące zobowiązania finansowe, np. raty kredytu, część pracowników w przyszłym roku będzie szukała lepiej płatnego zatrudnienia. Niektórym koszty wzrosły o kilka tysięcy złotych miesięcznie, więc nie mają wyboru. Do zmiany pracodawcy skłania też możliwość stabilizacji zatrudnienia - zawarcie umowy o pracę, a także forma zatrudnienia (np. zdalna) bądź odległość od miejsca pracy, która pozwala zaoszczędzić na dojazdach.
Czego jeszcze obawiają się pracodawcy w przyszłym roku?
Jeżeli zakończyłaby się wojna, czego oczywiście życzylibyśmy sobie, to wywołałoby to poważne turbulencje na polskim rynku pracy. Ukraina zaczęłaby się odbudowywać, a to oznaczałoby odpływ pracowników z polskiego rynku, i to nie tylko cudzoziemców, ale możliwe, że też Polaków. To może być najbardziej istotna zmienna w przyszłym roku. Jeżeli Ukraina otrzymałaby pieniądze na odbudowę, wynagrodzenia w tym kraju znacznie by wzrosły i stałyby się porównywalne do polskich płac. Odpływ pracowników będzie dotyczył zwłaszcza branży budowlanej, która i tak mierzy się z kłopotami kadrowymi. To będzie wyzwanie dla polskich firm, trzeba więc już teraz podjąć działania, które uchroniłyby polskie przedsiębiorstwa. Rząd powinien być gotowy na taki scenariusz i mieć przemyślaną strategię, która zapobiegnie zapaści na rynku.©℗