Z danych Eurostatu wynika, że w pierwszej połowie 2024 r. do krajów UE napłynęło niemal 3 mln t nawozów z Rosji i Białorusi. To o 65 proc. więcej niż w tym samym okresie poprzedniego roku - pisze w artykule "Rosyjskie nawozy? UE nie widzi problemu" we wtorkowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" Marceli Sommer.

Reklama

Jak wynika z tekstu, wartość transakcji gazowych między UE a Rosją, od początku tego roku przekroczyła już 9 miliardów euro, choć w ubiegłym roku było to tylko ponad 5 miliardów euro.

Polska ofiarą rosyjskich nawozów

Największą ofiarą rosyjskiego handlu nawozowego stała się Polska. Tylko w pierwszym półroczu 2024 z Rosji i Białorusi trafiło 700 tysięcy ton nawozów o wartości miliarda euro. To prawie 25 proc. wszystkich nawozów ze wschodu, które trafiają z UE do Rosji. W czołówce krajów, importujących te produkty są też Francja i Belgia, które łącznie sprowadziły 718 ton.

Jak uważa DGP, zwiększony import nawozów mógł doprowadzić do osłabienia polskich producentów tego typu towarów. Jednocześnie jednak, ciężko będzie nałożyć krajowe restrykcje. To doprowadziłoby do wzrostu cen i ograniczenia niezbędnych towarów dla sektora rolnego.

Co robi Komisja Europejska?

Reklama

Co na to wszystko Bruksela? Zdaniem KE, wystarczy tylko monitorować sytuację i nie podejmować działań, bo udział w rynku dostaw rosyjskich spada, w porównaniu z sytuacją sprzed inwazji na Ukrainę. KE dodała też, że ewentualne sankcje muszą być tak zaprojektowane, żeby uderzać w Rosję, ale nie być niekorzystne dla samej Wspólnoty. Potrzeba podejmowania nowych działań lub korygowania istniejących przepisów sankcyjnych jest pod stałą obserwacją odpowiednich instytucji. A ich przyjęcie – wyłączną kompetencją Rady i wymaga jednogłośnej zgody wszystkich 27 państw członkowskich - tłumaczy w DGP Biuro Rzecznika KE.

CZYTAJ WIĘCEJ WE WTORKOWYM E-WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>

Import nawozów z Rosji i Białorusi / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Import rosyjskiego gazu ziemnego do UE / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe