Formalnie chodzi o 35 tys. t zalegających w siedmiu punktach kraju odpadów. Według ustaleń rządu i podległych mu służb przyjechały one do nas zza Odry. W praktyce chodzi o zmuszenie Niemiec do "lojalnej współpracy". Przepisy unijne nakładają bowiem obowiązek odbioru nielegalnie sprowadzonych śmieci w pierwszej kolejności na podmioty stojące u źródeł transportu.
Ale zarówno rząd federalny, jak i niemieckie landy uchylają się od odpowiedzialności. Twierdzą, że to polscy nabywcy odpadów powinni uprzątnąć składowiska. Teraz nad stanowiskiem w sporze, na wniosek Polski, będzie pracować KE.
Czytaj więcej w poniedziałkowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej"