Notowania ropy Brent w dostawach na czerwiec, reagując na informacje o niespodziewanych cięciach wydobycia planowanych przez członków grupy OPEC+, rozpoczęły tydzień od najwyższego od stycznia pułapu ponad 85 dol. za baryłkę. Dla rynków ogłoszone w niedzielę decyzje stanowiły zaskoczenie, bo jeszcze parę dni wcześniej z kartelu płynęły sygnały, że nie zamierza on znacząco zmieniać planów produkcyjnych po poprzedniej fali cięć ogłoszonych w październiku.
Komentarz rzecznika Kremla
Motywacje grupy wprost wyraził wczoraj rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który oświadczył, że cięcia mają podtrzymać notowania ropy "na odpowiednim poziomie". Obecna cena w dalszym ciągu jest o niemal 14 proc. niższa niż przeciętna z zeszłego roku. W ciągu dnia ceny na europejskim rynku ustabilizowały się poniżej 85 dol.
Według analityków skala ograniczeń produkcji – prawie 1,2 mln baryłek dziennie od maja, z perspektywą dalszej redukcji w kolejnych miesiącach – oznacza jednak, że trzeba liczyć się z kolejną falą podwyżek cen paliw i znaczącym utrudnieniem dla gospodarek Europy i innych krajów importujących ropę, które zmagają się z inflacją. Wczoraj prognozę dla cen ropy zrewidował już amerykański bank inwestycyjny Goldman Sachs.
"W grudniu koszt baryłki sięgnie 95 dolarów"
Według nich w grudniu koszt baryłki sięgnie 95 dol., a nie 90 dol., jak zakładali wcześniej. Bank podkreśla, że wynika to ze zwiększonych wpływów grupy OPEC+, które pozwalają kartelowi podnosić ceny bez ryzyka utraty udziału w światowym rynku.
O podwyżkach – w tym możliwości powrotu cen na stacjach powyżej 7 zł za litr – coraz głośniej mówią także analitycy w Polsce. A część sektora finansowego podnosi, że plany kartelu mogą przełożyć się na bardziej "jastrzębie" nastroje w bankach centralnych, skutkujące kolejnymi decyzjami o podwyżkach stóp procentowych, pośrednio zwiększając ryzyko recesji w Europie.
<<<CZYTAJ WIĘCEJ WE WTORKOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>