Spotkanie miało charakter zamknięty. Nie wpuszczono na nie przedstawicieli mediów, a uczestnikom przed wejściem zabrano telefony komórkowe. Tłumaczono to obawą o działalność obcych wywiadów, przede wszystkim rosyjskiego, ale także możliwymi podsłuchami ze strony… Komisji Europejskiej czy Ukrainy. To jednak nie koniec.
"Napięta sytuacja"
Okrągły stół zwołano ze względu na napiętą sytuację w rolnictwie. Chodzi głównie o obecność ukraińskiego zboża na polskim rynku. Ze względu na bardzo mocną liberalizację handlu z Ukrainą przez Unię Europejską, na polski rynek trafiło mnóstwo ziarna z tego kraju. Eksport wzrósł ze śladowych ilości do ok. 9 mln ton. Ukraińskie zboże miało trafiać na wszystkie unijne rynki, ale okazało się, że jest to niemożliwe choćby ze względu na logistykę.
Także na rynkach światowych sytuacja dla producentów nie jest korzystna. Podaż zboża jest większa niż popyt. I po rekordowych cenach, jakie pszenica czy żyto osiągnęły w zeszłym roku, nie ma już śladu. Zboże jest już nawet tańsze niż przed zbrodniczą agresją Rosji na Ukrainę. Według danych Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR) ceny podstawowych roślin uprawnych, czyli żyta i pszenicy konsumpcyjnych (czyli takich, które pod różna postacią trafiają na nasze stoły), w ciągu roku potaniały odpowiednio o 20,9 i 20,7 proc. Dla rolników oznacza to straty, bo w zeszłym roku dotknęły ich wzrastające koszty pracy, paliwa czy nawozów (których głównym producentem jest Rosja).
Atmosfera w czasie rozmów, które ostatecznie odbyły się w dwóch turach, była bardzo napięta. Pierwsze sześć godzin debat nie przyniosło owoców. Większość organizacji biorących udział w rozmowach (m.in. AgroUnia, Izba Zbożowa-Paszowa. Związek Młodzieży Wiejskiej czy Polskie Towarzystwo Rolnicze) stwierdziło, że dotychczasowe postulaty wypracowane przy stole są niewystarczające i spisali własne żądania, które zanieśli na salę obrad. Wcześniej przerwali oni konferencję ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka.
11 punktów po 10 godzinach
Wreszcie, po dziesięciu godzinach, wypracowano porozumienie obejmujące 11 punktów. Zakładają one m.in. przywrócenie ceł oraz wprowadzenia kaucji na tranzyt artykułów rolno-spożywczych z Ukrainy. Wprowadzona zostanie także kolejna rządowa "tarcza", tym razem z przeznaczeniem dla rolników. "Tarcza dla branży rolno-spożywczej", bo tak brzmi nazwa programu, przewiduje rekompensaty dla dotkniętych kryzysem w związku ze zbrodniczą agresją Rosja na Ukrainę w wysokości co najmniej 10 mld zł. Rząd ma też usunąć "nadmiar" zboża i rzepaku z polskiego rynku do końca czerwca 2023 r. Jak? Produkty te mają iść na eksport. Rolnicy mogą także liczyć na dopłaty do transportu pszenicy, kukurydzy i rzepaku w wysokości kolejno 100, 150 i 200 zł do tony.
Ostatnie punkty porozumienia są ogólne i brak w nim konkretów. Zakładają one rozwój infrastruktury "transportowej, magazynowej i przeładunkowej". To są bardzo istotne założenia, ponieważ właśnie problemy z logistyką powodują, że na polskim rynku jest "nadmiar" zboża. Takim samym projektem jest zwiększenie przepustowości portów, które zakłada punkt dziewiąty. Nie wiadomo na razie, jak wszystkie te postulaty będą realizowane.
Minister Kowalczyk, już po obradach okrągłego stołu, stwierdził także, że rząd zwróci się do Komisji Europejskiej o zastosowanie tzw. klauzuli ochronnej na granicy polsko-ukraińskim. Miałaby to polegać na przywróceniu ceł na ukraińskie zboże, które skutecznie konkuruje z polskim ceną.
W środę o tym, że rząd będzie chciał ograniczyć napływ ukraińskiego zboża do Polski, mówił także premier Mateusz Morawiecki. - Jesteśmy gotowi pomagać i wywozić to zboże do Afryki, ale nie zgadzaliśmy się na to i nie zgadzamy, aby to zboże trafiało na rynek polski i destabilizowało rynki lokalne - powiedział. - Przekażemy list do Komisji Europejskiej z żądaniem natychmiastowego działania, wykorzystania wszystkich instrumentów, dostępnych procedur, aby ograniczyć wpływ zboża ukraińskiego na rynki krajów sąsiadujących z Ukrainą - dodał szef rządu.