Jeśli chodzi o szczegółowe odpowiedzi, to wśród wyborców obozu rządowego 68 proc. ocenia, że sprawa KPO wpłynie na wyborczy wynik, a przeciwnego zdania jest jedna czwarta. Z kolei wśród elektoratu opozycji aż prawie 80 proc. docenia wagę KPO dla rezultatu głosowania.
Dane z sondażu, zwłaszcza te dotyczące wyborców rządzącej większości, pokazują, skąd w PiS taka determinacja i nagły zwrot w tej do niedawna bagatelizowanej sprawie. Wśród polityków obozu władzy powszechne jest przekonanie, że bez uruchomienia pieniędzy z KPO nie ma szans na walkę w jesiennych wyborach o reelekcję. Taki procent uważających, że pieniądze z PKO będą miały znaczenie dla wyniku wyborczego, oznacza wykroczenie poza wszelkie podziały partyjne, nie jest tak, że bipolaryzacja partyjna determinuje stosunek do tego zagadnienia - podkreśla prof. Rafał Chwedoruk. Polityczne konsekwencje pozyskania KPO to jedno. Drugie to percepcja obywateli. Polacy widzą, że w obecnej sytuacji gospodarczej eurofundusze mogą się okazać kołem ratunkowym. Uważamy, że żyjemy w trudnych czasach, a więc każdy grosz czy raczej eurocent jest na wagę złota. W bardziej spokojnych czasach ten odsetek uznających wyborczą wagę środków z KPO mógłby być mniejszy. To także pewien dowód projekcji na przyszłość, że bez względu na to, jak się nam będzie wiodło, uważamy, że problemy będą trwały - dodaje Chwedoruk.
Zarówno wyniki sondażu, jak i przytaczane przez nas dane dotyczące wniosków o przeprowadzenie testu bezstronności sędziego (patrz: tekst obok) mogą mieć przełożenie na dyskusje sejmowe wokół nowelizacji ustawy o SN mającej odblokować miliardy euro z Krajowego Planu Odbudowy. Bo jeden z fundamentalnych sporów na linii PiS - Pałac Prezydencki - ziobryści dotyczy zakresu testu. Dziś to bowiem uprawnienie strony, w dodatku obwarowane pewnymi warunkami. Tymczasem projekt rozciąga to uprawnienie na sędziów, choć jednocześnie wprowadza bezpieczniki, np. że wniosek sędziego będzie musiał być rozpatrzony przez cały skład orzekający, a wynik testu będzie dotyczył konkretnej sprawy, a nie podważy status sędziego w ogólnym znaczeniu. Widać więc, że PiS próbuje pogodzić ogień z wodą, tzn. z jednej strony rozszerzyć zakres testu i wypełnić wymogi stawiane przez Komisję Europejską, a z drugiej strony w jakimś stopniu uwzględnić argumenty prezydenta i swojego koalicjanta. O kompromis może być jednak trudno, bo Andrzej Duda jest sceptycznie nastawiony do możliwości składania wniosków o test, uznając to za podważanie jego prerogatywy, czyli wręczanych przez prezydenta nominacji sędziowskich. Z kolei ziobryści stoją na stanowisku, że umożliwienie sędziom testowania innych sędziów sparaliżuje sądownictwo. Mimo to PiS wciąż szuka większości dla projektu. Jeszcze wczoraj po południu porządek obrad Sejmu zakładał I czytanie.
Reklama