Siły zbrojne Ukrainy dysponują obecnie ok. 70 armatohaubicami Krab, których część przekazaliśmy, część sprzedaliśmy. Państwo polskie przekazało też Ukraińcom m.in. amunicję, czołgi T-72, karabinki Grot czy zestawy przeciwlotnicze Newa. O polskiej pomocy można mówić długo. Trudno mi zrozumieć, dlaczego tego nie robimy, dlaczego nie wykorzystujemy tego na Zachodzie do promocji marki Polska. Po pierwszych tygodniach, gdy dziennikarze światowych mediów zachwycali się solidarnością okazaną przez Polaków, o temacie zrobiło się cicho. To normalne. Ale dziwnym jest to, że my nie robimy nic, by się w tej kwestii "podlansować".
Tymczasem powinniśmy brać przykład z naszych zachodnich sąsiadów. Kiloński Instytut Badań nad Gospodarką Światową od pierwszych tygodni inwazji publikuje Ukraine Support Tracker, czyli zestawia dane pomocy udzielonej przez poszczególne państwa i je aktualizuje. Ten wskaźnik jest cytowany przez poważne światowe media, ostatnio chociażby przez BBC. Ale warto odnotować, jak zmienia się sposób prezentacji danych. Jeszcze kilka miesięcy temu mieliśmy np. rozróżnienie na zadeklarowaną pomoc militarną i tę faktycznie dostarczoną. Jeszcze w październiku, w tej drugiej, bardziej oddającej stan rzeczy kategorii, Polska była na miejscu drugim po USA, Niemcy na piątym. My przekazaliśmy wówczas sprzęt o wartości 1,8 mld euro, Niemcy o wartości 600 mln. W najnowszych aktualizacjach już nie ma tego rozbicia i wychodzi na to, że Berlin zadeklarował pomoc militarną w wysokości ponad 2 mld euro, my wciąż 1,8 mld euro. Ile faktycznie Niemcy przekazali, niewiadomo.
Oprócz tego, że Ukraine Support Tracker pokazuje zadeklarowaną pomoc, to rozbija także pieniądze zadeklarowane na pomoc przez UE na poszczególne państwa członkowskie. To naturalnie pokazuje, że Niemcy są olbrzymim donatorem. Mimo że obiecane ostatnio przez Unię 18 mld euro dla Ukrainy nawet jeszcze nie zaczęło być wypłacane.
Reklama
Jednak zamiast się oburzać na to, że niemiecki instytut pokazuje dane o pomocy w taki sposób, że Niemcy wypadają korzystniej, warto się zastanowić nad tym, co zrobiło państwo polskie, by niewątpliwie pozytywną rzecz, jaką jest pomoc naszym wschodnim sąsiadom, nagłośnić. Na przykład Amerykanie regularnie publicznie aktualizują kwotę, jaką przeznaczyli na pomoc, i podają (bez newralgicznych szczegółów) sprzęt, który trafił do ukraińskich obrońców. Tymczasem w Polsce jak zwykle wszystko jest tajne przez poufne. Choć na stronie resortu obrony można się doszukać informacji, że polska pomoc sprzętowa przekroczyła już wartość 2 mld euro, to dogrzebanie się do tego wymaga pewnego zacięcia.
Pomoc Ukrainie to rzecz godna, na Zachodzie postrzegana raczej pozytywnie. Wykorzystajmy to, że jesteśmy w tym obszarze jednym z liderów. Nie tylko powinniśmy regularnie aktualizować publicznie dostępnie dane o naszej pomocy, ale w ramach dbania o dobre postrzeganie Rzeczypospolitej powinniśmy sami publikować indeks podobny do Ukraine Support Tracker. Jeśli wydajemy miliardy na pomoc Ukrainie, to warto wydać kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy złotych, by za pomocą takiego narzędzia dbać o wizerunek państwa polskiego za granicą. Pomagamy Ukrainie na potęgę. To bardzo dobrze. Ale przy okazji pomóżmy teżsobie.