Urszula Mirowska-Łoskot: Będzie kolejna fala ukraińskich uchodźców?
Agnieszka Ścigaj: Wojna jest nieprzewidywalna. Ale mimo coraz liczniejszych ataków Rosji na infrastrukturę krytyczną w Ukrainie nie obserwujemy wzmożonego ruchu migracyjnego na granicy polsko-ukraińskiej.
Czyli?
Ruch jest w miarę stabilny - 20-25 tys. osób przekracza codziennie granicę, z czego obecnie 4-5 proc. deklaruje, że ucieka przed wojną. Zresztą częścią polityki wewnętrznej Ukrainy jest to, aby zatrzymać ludność ukraińską na terytorium państwa. Rząd ukraiński przygotowuje się do migracji wewnętrznej, podejmuje działania związane z zabezpieczeniem najpilniejszych potrzeb życiowych swoich obywateli, płynie też tam wsparcie z zagranicy - zarówno z Polski, jak i innych krajów, aby pomóc Ukraińcom przetrwać zimę. Duża część ludności z miast przenosi się na wieś, która jest lepiej przygotowana do tego trudnego okresu. Ukraińcy nie chcą poddać się presji - pozostanie w Ukrainie to pewnego rodzaju walka z putinowskim reżimem. Rosji zależy bowiem na tym, aby Ukraina się wyludniła. Trudno jednak powiedzieć, na ile kolejne ataki będą uciążliwe, więc przez cały czas pozostajemy w gotowości, gdyby jednak sytuacja się diametralnie zmieniła. Bierzemy pod uwagę różne scenariusze. Jesteśmy w stałym kontakcie z wojewodami. Przeprowadziliśmy przegląd miejsc zakwaterowania.
Ilu ukraińskich uchodźców jesteśmy w stanie jeszcze przyjąć?
Mamy bardzo dużą rezerwę miejsc zakwaterowania - w gotowości pozostaje ich ok. 100 tys. Możemy też bardzo szybko odtworzyć kolejnych 100 tys. oraz punkty recepcyjne. Ponadto jesteśmy w stałym kontakcie z organizacjami pozarządowymi i teraz ta współpraca jest lepiej skoordynowana, niż było to w lutym. Wyciągnęliśmy wnioski z tamtych doświadczeń i mamy nadzieję, że zadziałamy sprawniej w przypadku kolejnej fali uchodźców. Mamy też już dostosowane prawo i wypracowane mechanizmy finansowania pomocy oraz pobytu uchodźców w Polsce. Jesteśmy przygotowani, regularnie spotykamy się na roboczych posiedzeniach rządu, gdzie na bieżąco omawiamy sytuację - na razie nie widzimy, aby migracja się nasilała, ale nie wykluczamy, że tak może się stać. Wydaje nam się jednak, że powtórki z lutego nie będzie, kiedy nagle ruszyło w stronę Polski 1,5 mln uchodźców, a w ciągu kilku kolejnych miesięcy przekroczyło granicę polsko-ukraińską dodatkowe kilka milionów migrantów. Może natomiast wystąpić stopniowe zwiększanie się liczby cudzoziemców uciekających do Polski, ale raczej nie będzie to tak gwałtowny ruch, jak w lutym. Bardziej spodziewamy się, że trzeba będzie udzielić doraźnego schronienia, w przypadku np. przerwania dostaw prądu, dużych mrozów itp. Ukraińskie badania także potwierdzają, że pomimo wojny większość Ukraińców chce pozostać w kraju.
Ile pieniędzy planuje jeszcze przeznaczyć polski rząd na pomoc ukraińskim uchodźcom?
Przez cały czas mamy utworzony Fundusz Pomocowy, z którego realizowane są bieżące potrzeby. Ponadto pieniądze na pomoc ukraińskim uchodźcom pochodzą z różnych pul w budżecie państwa - na edukację, ochronę zdrowia, świadczenia finansowe typu 500+. 300+ itd. Trudno więc mówić o konkretnej kwocie, która leży i czeka na koncie do wykorzystania akurat na pomoc uchodźcom. Usystematyzowaliśmy współpracę pomiędzy organizacjami międzynarodowymi, które też współfinansują wsparcie dla uchodźców.
A ile do tej pory Polska wydała pieniędzy na tę pomoc?
Dokładne wyliczenia będą możliwe do przedstawienia po zamknięciu tego roku. Jest to trudne do ustalenia, bo ukraińscy uchodźcy korzystają dokładnie z tych samych usług i pieniędzy, które są przeznaczane dla Polaków. Trzeba by więc ustalić, jaki procent tych kwot trafił do Ukraińców. Dopiero pracujemy nad projektem nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa, która wprowadzi wymóg posiadania numeru PESEL przez każdego ukraińskiego uchodźcę, dzięki czemu będzie łatwiej określić poniesione wydatki. Liczymy też, że Komisja Europejska solidarnie wesprze Polskę, bo jednak ponosimy największy ciężar wspierania Ukrainy spośród wszystkich państw UE. Do tej pory nie powstał specjalnie dedykowany fundusz na ten cel. Ponawiamy apele o to, aby KE go utworzyła.
Czyli na ten moment rząd nie wie, ile pieniędzy wydał na pomoc ukraińskim uchodźcom?
Już w kwietniu premier Mateusz Morawiecki zwrócił się do Ursuli von der Leyen o przekazanie Polsce 11 mld euro w ramach oszacowanych kosztów utrzymania uchodźców ukraińskich. Oczywiście teraz są to już dużo wyższe wydatki. Dokładna kwota będzie znana po rozliczeniu wszystkich wydatków na koniec roku.
A ile do tej pory otrzymaliśmy pieniędzy z UE na pomoc uchodźcom?
140 mln euro - to jest kropla w morzu potrzeb. Z tego połowa na zabezpieczanie zewnętrznej granicy UE i na przygotowanie centrów doradztwa dla Ukraińców w kilku miastach w Polsce.
Czy będziemy się domagać od KE zwrotu poniesionych dotychczas nakładów, czy tylko partycypowania w przyszłych kosztach?
Oczywiście zabiegamy i będziemy zabiegać o zwrot do tej pory przeznaczonych pieniędzy na utrzymanie ukraińskich uchodźców. Wskażemy dokładną kwotę i będziemy domagać się, aby ta suma była solidarnie podzielona, jak w przypadku np. migrantów z Syrii. Teraz np. pracuję nad programem pilotażowym, który zostanie sfinansowany ze środków krajowych, ale chciałabym, aby jego docelowa pełna edycja była pokryta z pieniędzy unijnych.
Czy chodzi o program relokacji Ukraińców do mniejszych polskich miejscowości, który pani zapowiadała w wakacje?
Tak, choć nie lubię słowa „relokacja” i staram się go unikać. Chodzi o program, który będzie pomagał w przesiedleniu z większych do mniejszych miejscowości. To program skierowany do mieszkańców dużych aglomeracji, które są drogie i stały się „za ciasne”. W mniejszych miejscowościach jest mniej problemów związanych z masowym napływem uchodźców, a są większe perspektywy podjęcia zatrudnienia czy znalezienia miejsca w przedszkolu, szkole. Wolnych mieszkań również jest więcej i nie są tak drogie. Tak jak zapowiadałam, nie będzie on skierowany jedynie do obywateli ukraińskich, lecz także do innych osób, które mają trudności w zaadoptowaniu się w lokalnych społecznościach w miejscu, w którym obecnie mieszkają. To mogą być osoby, które opuszczają rodziny zastępcze czy repatrianci.
Kiedy ruszy pilotaż programu?
Już w styczniu.
Ile pieniędzy zostanie na niego przeznaczone?
Wszystko zależy od tego, ile gmin przystąpi do programu. Będzie on realizowany w kilku wybranych w drodze konkursu samorządach, które zdecydują się na zinwentaryzowanie swoich pustostanów, podejmą współpracę z organizacjami pozarządowymi i zdecydują się na utworzenie społecznej agencji najmu. Będą musiały zapewnić mieszkanie osobom, które zdecydują się na przesiedlenie, ale też pomogą w zapewnieniu opieki nad dziećmi czy podjęciu pracy. W ramach programu będzie można sfinansować remont tych mieszkań. Szacujemy, że średni koszt remontu jednego lokalu będzie oscylował w granicach 100 tys. zł.
Ile osób będzie mogło skorzystać z pilotażu?
W pilotażu weźmie udział ok. 100 osób i rodzin. Chcemy przetestować ten mechanizm. Na jego podstawie zostanie oszacowane zainteresowanie i wówczas stworzymy właściwy program, który będzie już na szerszą skalę. Wnioski będziemy pewnie wyciągać w marcu. Skieruję też wniosek do Komisji Europejskiej o jego sfinansowanie.
Oceniając ostatni rok, jakie wnioski płyną z analizy obecnej sytuacji związanej z napływem uchodźców do Polski?
Pozytywne. Stajemy się partnerami i współpracujemy ze sobą. W większości ukraińscy uchodźcy znajdują zatrudnienie - 600 tys. osób podjęło pracę na mocy specustawy ukraińskiej. Nie czekają biernie na pomoc, mają poczucie odpowiedzialności za siebie i za swoje rodziny. Natomiast rząd pracuje nad kolejnymi rozwiązaniami, które pozwolą ustabilizować sytuację zarówno pracowników, jak i pracodawców. Trwają m.in. prace legislacyjne nad projektem ustawy o zatrudnianiu cudzoziemców. Ma ona przeciwdziałać nielegalnemu zatrudnianiu Ukraińców oraz stworzyć bezpieczniejsze i stabilniejsze warunki pracy dla obcokrajowców.
A negatywne?
Integrację uchodźców utrudnia to, że część osób nie podjęła jeszcze decyzji, jak długo zamierza pozostać w Polsce. To też ulega zmianie - na początku wojny wiele osób traktowało Polskę jako kraj na przeczekanie i miało zamiar, jak tylko będzie to możliwe, wrócić do swoich domów w Ukrainie. Teraz okazuje się, że tych domów często już nie ma, więc powrót nie jest taki prosty. Wiążą więc przyszłość z Polską na dłużej, niż pierwotnie planowali.
Co może się okazać największym wyzwaniem w przyszłym roku?
Gdyby Ukraina przerwała kształcenie zdalne. Ta forma nauczania miała być przewidziana na krótki okres, dzieci wręcz nie powinny tak długo uczyć się w tej formule. Tymczasem większość ukraińskich dzieci, które mieszkają w Polsce, kształci się online przez prawie rok. Jeżeli te dzieci nie będą już mogły się kształcić zdalnie, ich rodzice będą się starać je zapisać do polskich szkół, a na pewno nie będzie dla nich miejsc w placówkach w dużych aglomeracjach, ale w mniejszych miejscowościach jest ta przestrzeń.©℗