Ze szczegółowych wyników naszego sondażu wynika, że elektorat PiS jest podzielony w sprawie tego, czy eurofundusze dla Polski na lata 2021-2027 są faktycznie zagrożone. Taką opcję dopuszcza 44 proc. sympatyków partii rządzącej. Przeciwnego zdania jest 41 proc., a 15 proc. nie ma wyrobionej opinii. Dużo bardziej sceptyczni są zwolennicy opozycji. Przykładowo, aż 91 proc. wyborców lewicy i 97 proc. wyborców PSL uważa, że jest ryzyko zablokowania tych środków. W przypadku zwolenników KO ten odsetek jest wyraźnie mniejszy (69 proc.).
Można założyć, iż elektorat obozu rządzącego i opozycji realnie liczy się z możliwością zablokowania miliardów euro dla naszego kraju, tyle że ten strach wywodzi się z innych przesłanek. - W przypadku zwolenników PiS główna obawa może dotyczyć tego, jak zachowa się wobec nas Bruksela i na ile jej działania są motywowane politycznie, co zresztą sugerują politycy PiS. Z kolei wyborcy opozycji mogą się obawiać, że do zablokowania wypłat dojdzie wskutek tego, że to polski rząd nie chce już iść na dalsze ustępstwa wobec Brukseli - ocenia Marcin Duma z United Surveys.
- Ludzie oceniają sytuację coraz bardziej racjonalnie, a mniej emocjonalnie. Stąd takie odpowiedzi respondentów. Ja również uważam, że zagrożenie związane z zablokowaniem wypłat jest duże - mówi z kolei europoseł PO Jan Olbrycht.
Zdaniem Radosława Fogla z PiS odpowiedzi respondentów zdeterminowały dwa czynniki. - Po pierwsze, wbrew zaklęciom opozycji Polacy mają świadomość, że mamy do czynienia z czysto politycznymi decyzjami instytucji unijnych, chcących wpływać na polską politykę. Po drugie, można założyć, że to także pokłosie wzbudzania niepokojów przez naszych politycznych konkurentów. I to mimo że wciąż trwa dialog techniczny z KE, Umowa Partnerstwa jest podpisana i że jesteśmy na podobnej ścieżce, co inne kraje unijne - przekonuje rzecznik PiS.
Reklama
W zeszłym tygodniu premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla DGP przyznał jednak, że nie można całkowicie wykluczyć kłopotów z pozyskaniem środków z wieloletniego budżetu UE. - Jeśli radykałowie z obu stron zabiorą się do tego tematu, to nie wykluczam, że i ta kwestia (pieniądze z wieloletnich ram finansowych UE - red.) może stanąć jako przedmiot sporu. Ale dzisiaj jestem spokojny - powiedział nam szef rządu.
Doniesienia o możliwym zablokowaniu środków z nowej perspektywy finansowej UE pojawiły się w zeszłym tygodniu, gdy przedstawiciele KE wskazali, że Polska sama stwierdziła, że nie spełnia - zawartego w Umowie Partnerstwa na lata 2021-2027 - wymogu dotyczącego wdrażania Karty praw podstawowych (która z kolei zakłada m.in. prawo do bezstronnego sądu). Adnotacja taka widnieje w treści Umowy Partnerstwa opublikowanej przez rząd.
- Zakładam, że w toku negocjacji treści Umowy Partnerstwa przedstawiciele KE zarzucili nam niewypełnienie postanowień karty, a nasi urzędnicy stwierdzili, że priorytetem jest pójście dalej z procedurą, która umożliwi wynegocjowanie umowy, uruchomienie programów operacyjnych i wypłatę zaliczek. Widocznie też uznali, że niespełnione warunki nadrobimy po drodze. Bowiem spełnienie warunków horyzontalnych potrzebne jest nie do zaliczkowania, tylko do płatności, a to będzie w późniejszym okresie - tłumaczy jeden z naszych rozmówców zorientowany w procedurach unijnych.
Ministerstwo Funduszy wskazuje, że wszystkie kraje UE muszą spełnić cztery podstawowe warunki horyzontalne (zamówienia publiczne, pomoc publiczna; stosowanie Karty praw podstawowych oraz Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych), zaś Polska deklaruje spełnienie wszystkich 20 warunków podstawowych dla perspektywy finansowej na lata 2021-2027.