William Dalrymple, szkocki historyk, pisarz i podróżnik (a także potomek arystokratycznych rodów), dał się poznać jako znawca dziejów subkontynentu indyjskiego i Azji Środkowej, światów, w których ścierały się i łączyły tradycje antyku, hinduizmu, islamu, buddyzmu, chrześcijaństwa oraz kolonialnych wpływów europejskich. Wiele z jego książek, łączących erudycyjną narrację historyczną i reportaż literacki, rozpiętych tematycznie od średniowiecza po współczesność, ukazało się też w Polsce - warto polecić "Powrót króla. Bitwę o Afganistan 1839-42" (przeł. Michał Kłobukowski, Jacek Majewski, Noir sur Blanc 2014), "Miasto dżinów. Rok w Delhi" (przeł. Berenika Janczarska, Noir sur Blanc 2016) czy moje ulubione "Ze świętej góry" (przeł. Krzysztof Obłucki, Noir sur Blanc 2017), rzecz o słynnej wyprawie mnichów Jana Moschosa i Sofisty Sofroniusza przez rozległe ziemie Bizancjum pod koniec VI w.; półtora tysiąca lat później Dalrymple ruszył ich trasą, a jego relacja to fascynująca opowieść o dawnym i współczesnym świecie wschodniego chrześcijaństwa.
Innymi słowy, Dalrymple się zna - jego pisarstwo lokuje się na antypodach tworzonej w pośpiechu literatury non fiction typu "miesiąc z traumą w Trzecim Świecie". Książki Szkota przełamują także rozmaite schematy i stereotypy związane z myślowym "orientalizowaniem" Wschodu. Tak się zresztą składa, że Dalrymple, opowiadając o przeszłości, klaruje nam to i owo z naszej własnej, skomplikowanej teraźniejszości - przykładowo "Powrót króla" wyjaśnia, dlaczego na Afganistanie, kluczowym geopolitycznie terytorium środkowoazjatyckim, łamały sobie zęby militarne potęgi Wielkiej Brytanii, Rosji i Stanów Zjednoczonych; odpowiedź na to pytanie znana była już w XIX w., ale jakoś nikt nie zechciał z niej skorzystać.

Akt korporacyjnej przemocy

Reklama
Najnowsze dzieło Dalrymple’a - monumentalny, prawie 700-stronicowy esej historyczny "Anarchia. Niepowstrzymany rozkwit Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej" (oryg. wyd. 2019) - stanowi z kolei przyczynek do wyjaśnienia współczesnego azjatyckiego antyokcydentalizmu. Dlaczego Indie, Chiny czy Iran z obojętnym spokojem przyglądają się bandyckiej wojnie Putina z Ukrainą, choć Rosja jest także ich wrogiem nieustająco od 400 lat? Oczywiście ważne są współczesne interesy tych państw oraz polityków, którzy trzymają w nich władzę, ale już społeczna legitymizacja, choćby propagandowa, ich decyzji niejednokrotnie czerpie ze studni głębokiej pamięci historycznej. Europejczykom może się to wydawać mało istotne, lecz w Chinach wciąż wspomina się wojny opiumowe z połowy XIX stulecia, gdy uzbrojona po zęby Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska militarnym szantażem wymusiła na cesarstwie upokarzający układ pokojowy i handlowy.
Reklama