Jeden z kluczowych niemieckich eurodeputowanych - Peter Liese - szykuje reformę ETS, której domagał się premier Mateusz Morawiecki. Chce w ten sposób powstrzymać - jak pisze Bloomberg - galopujący wzrost cen certyfikatów, uprawniających do emisji. Polityk chce, by - jeśli przez sześć miesięcy - średnia cena uprawnień do emisji przekraczała podwójną średnią z dwóch poprzednich lat, to na rynek miałaby trafić dodatkowa pula certyfikatów - około 100 milionów pozwoleń.
Jeśli zaś po sześciu miesiącach nie byłoby zmian i ceny dalej by były zbyt wysokie, to - jak twierdzi Liese - KE i państwa Wspólnoty miałby wspólnie ocenić, czy wzrost cen faktycznie wynika z sytuacji na rynku, czy też jest efektem nieczystej gry. Gdyby się okazało, że faktycznie, stoją za tym spekulanci, to na rynek by trafiła kolejna pula pozwoleń.
Liese domaga się kar za manipulacje
Liese wzywa też do większej transparentności rynku - czyli do szczegółowego podawania, którzy uczestnicy rynku emisji mają ile pozwoleń, a także domaga się wprowadzenia kar za manipulację rynku. Jego zdaniem, te reformy powstrzymałyby spekulację na rynku pozwoleń, co przełożyłoby się na powstrzymanie galopującego wzrostu rachunków za energię.
Propozycje na razie trafiły do komisji europarlamentu, gdzie będą omawiane, a głosowanie przewidziano na maj. Jednak już przyniosły efekt. Jak podaje Bloomberg, cena pozwoleń na rynku w Amsterdamie zaczęła spadać.