Poseł PiS Rafał Bochenek podczas konferencji prasowej w Sejmie powiedział, że przedstawiciele rządu oraz Zjednoczonej Prawicy od dłuższego czasu twierdzą, że ceny wysokich rachunków za energię w dużej mierze wynikają z polityki klimatycznej UE i cen za certyfikaty emisyjne.

Reklama

Tarcze antyinflacyjne nie załatwią problemu?

- Na przestrzeni ostatnich kilku lat ceny tych certyfikatów drastycznie wzrosły, o kilkaset procent - powiedział w czwartek Bochenek. Dodał, że przekłada się to bezpośrednio na koszty produkcji energii elektrycznej i w konsekwencji na rachunki odbiorców prądu.

Bochenek mówił, że rząd podejmuje szereg działań, które mają minimalizować negatywne skutki wysokich cen energii. W tym kontekście wskazał na wprowadzone tarcze antyinflacyjne zmniejszające podatki na energie.

Zaznaczył jednocześnie, że "drugim koniecznym krokiem i płaszczyzną działania w celu obniżenia kosztów cen energii jest z pewnością działanie na forum UE".

Apele do Tuska

Jednocześnie zaapelował do polityków PO, w tym lidera ugrupowania Donalda Tuska, który jest jednocześnie szefem Europejskiej Partii Ludowej, aby "próbować zreformować, albo przynajmniej zawiesić system handlu emisjami, który - zdaniem Bochenka - w dużej mierze przyczynia się do wzrostu cen na rachunkach nie tylko Europejczyków, ale również wszystkich Polaków".

Wtórował mu inny poseł PiS Daniel Milewski, który powiedział, że opozycja po raz kolejny próbuje "oszukać" Polaków, sugerując, że podwyżki cen energii są zależne od rządu. - Od rządu zależne było to, że ceny energii są obniżane poprzez obniżkę podatków. Natomiast podwyżki cen energii, to ani nie jest w pierwszej kolejności zasługa inflacji, w ogóle to nie jest kwestia rządu czy Polskiego Ładu - podkreślił Milewski.

Reklama

Wiceminister aktywów państwowych Jan Kanthak (Solidarna Polska) mówił, że w związku z niezwykle drogą polityką UE, polskie elektrownie rozpoczęły kampanię medialną, by poinformować Polaków, że 60 proc. wytworzenia energii elektrycznej to koszty certyfikatów CO2. - Fakty są takie, że UE odpowiada za 60 proc. kosztów wytworzenia energii elektrycznej w Polsce. Dlatego nawołujemy do Donalda Tuska, aby korzystając ze swojej europejskiej pozycji szefa największej partii w PE wpłynął na to, aby co najmniej zawiesić funkcjonowania systemu ETS, do czasu kiedy ten system zostanie poważnie zreformowany - oświadczył wiceszef MAP.

Timmermans zaprzecza odpowiedzialności UE

W swoim niedawnym artykule dla Onetu wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans zwrócił się do Polaków: W ostatnich tygodniach wiele polskich rodzin i przedsiębiorców otrzymało wyższe rachunki za energię. (...) Postawmy jednak sprawę jasno: polityka unijna NIE jest odpowiedzialna za 60 proc. państwa rachunków za energię.

- Niektórzy operują taką liczbą, przeinaczając sens dyskusji i pomijając fakt, że znaczna część rachunku za energię składa się z kosztów jej przesyłu, podatków krajowych i innych opłat - dodał Timmermans.

Podkreślił ponadto, że opłata, jaką przemysł ciężki i przedsiębiorstwa energetyczne płacą za uprawnienia do emisji gazów cieplarnianych w ramach europejskiego systemu ETS "nie trafia do Brukseli, tylko bezpośrednio do polskiego budżetu".

- Tylko w 2021 r. do polskiego budżetu wpłynęło z tego tytułu 28 mld złotych - podkreślił.

Wykorzystując jedynie połowę tej kwoty, Polski rząd mógłby przyznać w zeszłym roku, każdej polskiej rodzinie, która nie może związać końca z końcem, prawie 8 tysięcy złotych" - czytamy w artykule. - I rzeczywiście, rząd wykorzystał część tych dochodów do sfinansowania niektórych środków wsparcia, w tym obniżek cen energii dla szkół i szpitali - dodał Timmermans.

Wiceszef KE przyznał, że "w większości krajów Europy to sytuacja na światowym rynku gazu stoi za aktualnym wzrostem cen energii, a ceny emisji dwutlenku węgla mają na to bardzo ograniczony wpływ". - Sytuacja w Polsce jest odmienna, ponieważ od lat brakuje konkretnych działań w stopniowym odchodzeniu od węgla - podkreślił. - Polskie regiony górnicze czekają na jasny sygnał, aby móc zaplanować, w jaki sposób odejść od węgla i zabezpieczyć przyszłe miejsca pracy - dodał.

- Niestety, w Polsce transformacja energetyczna przebiega dużo wolniej niż w sąsiednich państwach. Od 2005 r. emisje zmniejszyły się jedynie o 8 proc. W tym samym czasie Rumunia zmniejszyła te emisje o 27, Słowacja o 25, a Czesi o 21 proc". "To właśnie odwlekane decyzje są powodem, dla którego cena emisji dwutlenku węgla stanowi około 20 proc. (nie 60 proc.) rachunków za energię w Polsce – i to dużo więcej niż średnia w innych krajach UE - dodał wiceszef KE.