Zawodność rynku. Jakąż karierę zrobiło to pojęcie na uniwersytetach i w rządowych gabinetach. Nic dziwnego, bo podróż w jej poszukiwaniu jest fascynująca. W ciągu zaledwie kilku minut udało mi się dowiedzieć dzięki Google, że do niedoskonałości rynku należą (w różnych rejonach świata i w różnym stopniu): system opieki dziennej nad dziećmi, przestarzała infrastruktura energetyczna, zerwane łańcuchy dostaw, rynek medialny, dystrybucja żywności, bezpieczeństwo użycia bateryjnych ogniw guzikowych, brak dobrych ubezpieczeń w wypadku zachorowania na COVID-19, niewystarczająca liczba kobiet w zarządach firm, ograniczony dostęp do funduszy zabezpieczonych obligacjami skarbu państwa, wysokie ceny na rynku nieruchomości, a także zanieczyszczone rzeki, przetrzebione lasy, wzrost emisji CO2, rosnące nierówności i bigtechowe monopole.
Profesor Deirdre McCloskey z Uniwersytetu Illinois w jednym z artykułów naliczyła aż 108 obszernych dziedzin – od zaburzeń demograficznych po asymetrie informacyjne – w których ekonomiści spodziewają się, że rynek zawiedzie. Artykuł opublikowała trzy lata temu, możemy więc zakładać, że tych przestrzeni tylko przybyło. Rynek, jak się dobrze wczytać, zawodzi wszędzie i nigdzie nie działa jak należy. Tylko jak to możliwe, że coś tak niedoskonałego w ogóle działa?
Upadek po Millu
Rynek widziany pod lupą badaczy jego zawodności przypomina z jednej strony szaleńca o złych intencjach, ale o IQ rozwielitki, z drugiej paralityka o wygórowanych ambicjach sportowych. Szaleńca trzeba okiełznać i wyedukować, paralityka uleczyć. Od tego zaś jest rząd: jego regulacje i podatki. Bo teoria o zawodnościach rynku albo jak się też czasem mówi o niedoskonałościach rynku stanowi – nomen omen – doskonały pretekst dla rządów do podejmowania interwencji gospodarczych.