Trudno oprzeć się wrażeniu, że w Polsce przeczytano jedynie fragmenty komunikatów o tym, co rzeczywiście uzgodnili Amerykanie i Niemcy, a może wręcz tylko nagłówki – mówiące o tym, że „Waszyngton zgadza się na dokończenie NS2”.
Owszem, administracja Joego Bidena podtrzymała decyzję o rezygnacji z sankcji wobec firm budujących kontrowersyjny rurociąg. Ale inwestycja jest już i tak zrealizowana w niemal 98 proc., natomiast jej realne oddanie do użytku nadal zależy od wielu czynników, tak natury politycznej, jak i technicznej, prawnej czy ekonomicznej, do których porozumienie wcale się nie odnosi.
Stanowi więc nie tyle ukłon w stronę Rosji, ile plaster na poranione, po latach trumpowskich gier i gierek, relacje amerykańsko-niemieckie. Przede wszystkim pozwalając politykom obu stron na okazanie dobrej woli, ale też ułatwiając im kooperację w innych, co najmniej równie istotnych sprawach.
A zarówno Niemcy, jak i Amerykanie mają ich na głowie sporo – i są sobie wzajemnie potrzebni tak w rozgrywce z asertywnym imperium chińskim, jak i w sprawach klimatycznych, w polityce wobec Iranu oraz Afganistanu, w globalnych negocjacjach na temat opodatkowania korporacji czy w kwestii zwalczania skutków pandemii.