Przegląd emerytalny – o którym pisaliśmy ostatnio – wywołał spore zamieszanie w opinii publicznej. - Ten dokument nie jest projektem ustawy, a zaproponowane w nim zmiany nie muszą zostać wprowadzone w życie – uspokajał resort pracy po naszych tekstach. Mimo to dokument trafił do Sejmu i wkrótce będzie tam dyskutowany. Wnioski w nim zawarte nie oznaczają rewolucji, raczej wskazują obszary, które warto przeanalizować. Zwłaszcza pięć rekomendacji jest interesujące. I mogą wywołać równie gorące dyskusje, jak pomysł ozusowania umów o dzieło.
Koniec "zbiegów"
Autorzy przeglądu proponują zerwanie z zasadą, według której nie trzeba płacić składek od wszystkich tytułów ubezpieczenia. Brzmi to skomplikowanie, ale sprowadza się do sytuacji, w której ubezpieczony pracuje na etacie w firmie X (to bezwzględny tytuł ubezpieczenia) i dorabia na umowach-zleceniach w innych firmach (ogólny tytuł ubezpieczenia). Według dziś obowiązującej zasady zapłaci składkę tylko od etatu. A w przypadku gdy pracuje tylko na umowach-zleceniach w różnych firmach, płaci składki od każdej umowy, ale tylko do przekroczenia wymiaru składek liczonych od wysokości płacy minimalnej (zmiana od 1 stycznia 2016 r.). Gdyby pracował na dwóch etatach, oskładkowane byłyby obie umowy.
Od tych zasad prawo przewiduje wiele wyjątków. Rozstrzyganie i weryfikowanie co miesiąc zbiegów tytułów ubezpieczenia to spory problem systemowy. Rząd te kłopoty dostrzega. Największy z nich to nieprzekazywanie przez ubezpieczonych wszystkich danych, które pozwalają ustalić, jakie składki i od czego powinni płacić. Przy jednoczesnym opóźnionym dostępie do tych danych powstaje potem konieczność korygowania dokumentów. Na dodatek tzw. rozstrzygnięcia zbiegu mogą być niestabilne, bo np. umowa-zlecenie (ogólny tytuł ubezpieczenia) może z czasem okazać się stosunkiem pracy (bezwzględny tytuł ubezpieczenia).
Problemu by nie było, gdyby udało się przeforsować wprowadzenie jednolitego podatku. Plan zakładał ozusowanie wszystkich typów dochodów z pracy. Propozycja zawarta w przeglądzie idzie w tym samym kierunku: ma zastąpić wartościowanie tytułów ubezpieczenia łączeniem ich. Nasz ubezpieczony z pierwszego przykładu nie płaciłby składki tylko od pensji z etatu, ale od kwot zarabianych na etacie i zleceniach. Podobnie miałoby być w przypadku osób, które wykonują wolny zawód i jednocześnie prowadzą działalność gospodarczą: składki płaciłyby od obu. Według autorów przeglądu uprości to system, może zwiększyć wpływy ze składek w FUS i pozytywnie wpłynąć na wysokość emerytur.
Groszowe składki
Najniższa emerytura wyliczona przez ZUS wynosi dziś... 4 gr. Oznacza to, że została wyliczona ze składki, która wyniosła ok. 10 zł. Emeryturę niższą od potocznie nazywanej minimalną, czyli w wysokości 882 zł, pobiera 112 tys. osób, z czego 220 dostaje mniej niż 100 zł. Liczba tego typu emerytur będzie rosła, gdyż zgodnie z obecnym prawem ich wysokość powinna być wyliczana na podstawie faktycznie odłożonych składek. W efekcie znaczek pocztowy naklejony na list informujący o waloryzacji takiego świadczenia może kosztować więcej niż roczna wypłata ZUS.
– Wyliczanie każdej emerytury kosztuje nas tyle samo, bez względu na to, czy będzie ona w wysokości 2 gr, czy 2 tys. zł. Tyle że w tym pierwszym przypadku koszty są niewspółmierne do efektów – zauważa rzecznik ZUS Wojciech Andrusiewicz. Stąd do przeglądu wpisano pomysł, by uprawnienie do wypłacanego co miesiąc świadczenia dotyczyło "osób, które posiadają minimum 5-letni staż pracy, a ich wyliczona emerytura przewyższa kwotę 1/3 emerytury najniższej gwarantowanej przez państwo". Alternatywą byłoby "przyjęcie rozwiązania z dotychczasowego systemu – konieczności posiadania co najmniej 15–20-letniego stażu pracy".
Jeszcze wcześniej pojawił się pomysł, by w przypadku najniższych świadczeń składkę zwracać ubezpieczonemu w całości w momencie osiągnięcia wieku emerytalnego. Jednak w przeglądzie przyjętym przez rząd ta propozycja już się nie pojawiła. Możliwe są więc trzy warianty: wspomniana wcześniej wypłata jednorazowa, wypłata w kilku transzach, wreszcie pozostawienie części lub całości składki w ZUS. Osoby, z którymi rozmawialiśmy, powołują się na przykład poprzedniego systemu emerytalnego, w którym osoby, które nie miały odpowiedniego stażu, nie mogły liczyć na żadne świadczenie.
Uprawnienia do minimalnej
Dziś kryterium to jest oparte na stażu ubezpieczeniowym, który obejmuje okresy składkowe i nieskładkowe. Zgodnie z czekającą na wejście w życie ustawą o obniżonym wieku emerytalnym do 1 października dla kobiet wynosi on 20 lat, a dla mężczyzn 25 lat. To relikt poprzedniego systemu, w którym emeryturę wyliczano na podstawie stażu pracy. W przeglądzie znalazła się propozycja, by prawo do najniższej emerytury przyznawać wówczas, gdy składka była opłacana przynajmniej od płacy minimalnej przez okres 20–25 lat. Gdyby jednak taka zmiana weszła w życie, musiałaby być wprowadzona z odpowiednią zwłoką. Części ubezpieczonych zniknęłoby nagle kilka doliczanych dziś lat, np. za okres studiów czy urlopy wychowawcze. Mieliby oni wówczas kłopot z uzyskaniem świadczenia. Natomiast dla osób, które są od niedawna na rynku pracy, nie powinien być to już większy problem, bo od poprzedniej dekady państwo zaczęło opłacać składki od urlopów wychowawczych.
Jednokrotne wyliczanie
Nowe rozwiązanie miałoby usunąć opcję, w której opłaca się przechodzić na wcześniejszą emeryturę, bo po osiągnięciu wieku emerytalnego i tak można podwyższyć sobie świadczenie. Choć z racji realiów prawnych – poza emeryturami górniczymi – to problem wygasający. W przeglądzie zapisano, że chodzi o osoby objęte rozwiązaniami z poprzedniego systemu i mające możliwość przechodzenia na wcześniejszą emeryturę wyliczaną na starych zasadach, które po osiągnięciu wieku emerytalnego mogą poprosić o ponowne wyliczenie emerytury w systemie zdefiniowanej składki. W dyskusji pojawiły się też pomysły, by zasada jednokrotnego wyliczania świadczenia dotyczyła wszystkich ubezpieczonych, co miałoby skłonić do dłuższej pracy mimo obniżenia wieku emerytalnego. Ta ostatnia idea napotyka jednak na silny sprzeciw w rządzie.
Dorabianie bez zmian, ale...
– W ramach naszego przeglądu emerytalnego nie zamierzamy wprowadzać żadnych ograniczeń dotyczących zarobkowania i dorabiania na emeryturze. Podkreślam to. To się pojawiało w trakcie debat, ale w naszych rekomendacjach tego nie ma. Rząd wyraźnie mówi o tym, że emeryci będą mogli, tak jak do tej pory, dorabiać w nieograniczony sposób – mówiła w RMF FM minister rodziny i pracy Elżbieta Rafalska. Ale autorzy przeglądu przypominają, że na świecie – a nawet w Polsce – takie ograniczenia istnieją. U nas dotyczą sytuacji, w której przechodzi się na emeryturę przed osiągnięciem standardowego wieku emerytalnego. Jeśli taki emeryt zarabia więcej niż 70 proc. średniej płacy, świadczenie z ZUS jest mu proporcjonalnie zmniejszane. Jeśli jego zarobki przekraczają 130 proc. średniej, emerytura jest zupełnie zawieszana.
Według autorów przeglądu "przyjęte kryterium różnicowania uprawnień emerytów w kwestii łączenia aktywności zawodowej z wypłatą emerytury w zależności od rodzaju świadczenia uzależnionego od wieku emerytalnego nie wydaje się zasadne". Czy to oznacza, że należy wprowadzić ograniczenia dla wszystkich emerytur, czy też raczej znieść te, które już w systemie działają? To nie jest jasne. Istotne jest to, o czym niedawno pisaliśmy, że wykreślono z dokumentu rekomendację, by zasadę, że świadczenie maleje, jeśli emeryt zarabia więcej niż 70 proc. przeciętnego wynagrodzenia, rozciągnąć na wszystkich świadczeniobiorców.
Autorzy przypominają, że rząd rekomendował rozważenie jakichś ograniczeń, ale próby realizacji tych propozycji to temat wrażliwy społecznie. Poza tym „należy mieć na uwadze, że osoby zdolne do pracy, przy znacznym ograniczeniu możliwości dorabiania przez pracujących emerytów, będą szukały dodatkowych dochodów w szarej strefie”. Lepszym wyjściem, według autorów przeglądu, byłaby edukacja pracodawców, aby to oni planowali, jak wykorzystać umiejętności osób w wieku okołoemerytalnym, by skłaniać ich do pozostania na rynku pracy. Do niepobierania emerytury miałyby ich przekonać także informacje ZUS o prognozowanej wielkości świadczenia i kalkulatory, dzięki którym sami mogliby wyliczać jej poziom.