Apelujemy do ministra finansów: jest czas, żeby przed drugim czytaniem budżetu ten budżet wycofać z Sejmu, urealnić, zrewidować - powiedziała Izabela Leszczyna, b. wiceminister finansów, na poniedziałkowej konferencji prasowej. "PiS ma czas, ma swój Sejm, swój Senat, swojego prezydenta, który w ciągu kilku minut jest w stanie podpisać każdą ustawę - dodała.
W ocenie Leszczyny, jeśli nie powstanie nowy, "urealniony" projekt przyszłorocznego budżetu, to Polsce grozi katastrofa gospodarcza. Jej zdaniem, założenia makroekonomiczne, na których oparty został przyszłoroczny budżet, są nierealne.
W tym roku polska gospodarka przyspieszy do mniej więcej 2,5 proc. PKB - tak mówią wszyscy ekonomiści. Mamy założenie (w projekcie budżetu), że to będzie 3,4 proc. - tego nie osiągniemy. W przyszłorocznym budżecie tak naprawdę zabraknie w wersji optymistycznej 12-14 mld złotych, w wersji pesymistycznej nawet do 19 mld złotych - wskazała b. wiceszefowa MF.
Według niej, te kilkanaście miliardów złotych oznacza objęcie Polski unijną procedurą nadmiernego deficytu. To jest zatrzymanie inwestycji, a wiemy doskonale, że inwestycje już w tym roku spadły o około 10 procent. W konsekwencji to najpierw ratingi osłabione, potem waluta polska osłabiona, wyższe koszty obsługi zadłużenia no i inwestorzy, którzy już ze swoim kapitałem odpływają - wyliczała Leszczyna.
Grabiec porównał wicepremiera Morawieckiego do Świętego Mikołaja. Pan premier Morawiecki chciałby być Świętym Mikołajem i rozdawać w tym budżecie pieniądze na różne wydatki, ważne z perspektywy obywateli, ale żeby rozdawać te prezenty, musi mieć w budżecie pieniądze - zaznaczył rzecznik Platformy.
Radził, by Morawiecki teraz naprawił założenia, na których oparty jest przyszłoroczny budżet. Lepiej teraz, przed szkodą naprawić te założenia i zmienić budżet po to, żeby nie okazało się w ciągu roku, że mamy kryzys, mamy problem, który może zaowocować bardzo bolesnymi skutkami nie tylko dla polityków rządzącej partii, ale przede wszystkim dla obywateli - przekonywał Grabiec.
Sejmowa Komisja Finansów Publicznych rekomendowała 1 grudnia uchwalenie zaproponowanej przez rząd Beaty Szydło ustawy budżetowej na 2017 rok. Zaproponowała jednak do niej kilka poprawek, zgłoszonych przez posłów PiS. Dotyczą one przesunięć wewnątrz budżetu - nie zmieniają wysokości przyszłorocznych dochodów ani wydatków, nie ingerują również w wysokość dopuszczonego deficytu. Wszystkie pozytywnie zaopiniowało Ministerstwo Finansów.
Według projektu budżetu na 2017 r. dochody budżetu państwa mają w przyszłym roku wynieść 325 mld 426 mln 102 tys. zł, a wydatki 384 mld 771 mln 602 tys. zł. Maksymalny poziom deficytu ustalono na kwotę nie większą niż 59 mld 345 mln 500 tys. zł.
Rząd założył, że w 2017 r. wzrost PKB (w ujęciu realnym) wyniesie 3,6 proc., średnioroczny wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych - 1,3 proc., nominalny wzrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej - 5,0 proc., wzrost zatrudnienia w gospodarce narodowej - 0,7 proc., a wzrost spożycia prywatnego (w ujęciu nominalnym) - 5,5 proc.
Zdaniem rządu projekt budżetu na 2017 r. spełnia kryteria tzw. stabilizującej reguły wydatkowej oraz deficytu sektora finansów (według metodyki unijnej) – niższego niż 3 proc. PKB. Prognozuje się, że deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 2,9 proc. PKB.