O ile zachodni biznesmeni, jeśli chcą dyskrecji, wybierają konta w Szwajcarii, na Kajmanach albo którejś z Wysp Normandzkich, o tyle bogacze z obszaru postsowieckiego stawiali do tej pory na Cypr. W bankach po greckiej stronie wyspy może znajdować się m.in. ponad 20 mld euro rosyjskiego pochodzenia. Pieniądze te są często - po legalizacji - reinwestowane w ojczyznach. Dzięki temu we wszystkich statystykach Cypr jest liderem pod względem inwestycji bezpośrednich w Rosji i na Ukrainie oraz inwestorem numer trzy na Białorusi.
Teraz dla biznesu ze Wschodu nastały czarne dni. Nikozja drastycznie ograniczyła możliwość przetransferowania środków za granicę, a klienci dwóch największych banków - Trapeza Kipru i Laiki Trapeza - stracą znaczną część swoich środków, które pójdą na ratowanie cypryjskiego sektora bankowego (do 6 mld euro). - W Rosji wystarczyłoby zadzwonić do menedżera, dać mu 10 proc., a resztę odzyskać. Tutaj to tak nie działa - żalił się "Financial Timesowi" Nikołaj, biznesmen z Czelabińska, któremu na koncie w Eliniki Trapeza zamrożono ponad 100 tys. euro. - Niektóre firmy pytały rząd o losy ich pieniędzy, ale twardych żądań pomocy nie było - powiedział na antenie Business FM wicepremier Rosji Igor Szuwałow.
Większość ekonomistów przekonuje, że gdy tylko ograniczenia zostaną zdjęte, słowiański kapitał szybko z wyspy odpłynie. - Ci ludzie myśleli, że w UE ich oszczędności będą bezpieczne. Teraz trafili pod niemiecki blitzkrieg, od którego Cypr nie może, a Rosja nie chce ich uchronić - tłumaczy "Wiedomostiom" Dmitrij Afanasjew z kancelarii Jegorow Puginski Afanasjew i Partniory. Oczy biznesu mogą się zwrócić w stronę banków na Łotwie. Rosyjskie depozyty już dziś stanowią nad Dźwiną połowę wszystkich obecnych i są szacowane na 10 mld dol. To także państwo unijne, bez statusu raju podatkowego, ale bliższe kulturowo i historycznie niż śródziemnomorska wyspa. - Musimy się przygotować na przyjęcie środków z Cypru - mówiła w Rietumu Radio eurodeputowana, ekonomistka Inese Vaidere.
Tutaj pojawia się jednak problem - unijna pogróżka. Jeśli Łotwa, która w latach 2008–2009 sama przeszła bardzo poważny kryzys, tracąc 21 proc. PKB, nie chce problemów w planowanym na 2014 r. przyjęciu do strefy euro, powinna postawić barierę podejrzanym transferom z Cypru. Tak przynajmniej ryskiemu radiu Mix FM miał powiedzieć anonimowo szef banku centralnego jednego z państw strefy euro. Premier Valdis Dombrovskis z jednej strony odparł, że nie ma podobnych informacji. Z drugiej jednak oświadczył, że na ten temat rozmawiał już z ministrem finansów Andrisem Vilksem.
Reklama
- Łotwa cieszy się znacznie lepszą kondycją makroekonomiczną niż Cypr i z pewnością będzie rozpatrywana jako bezpieczne miejsce dla rosyjskich depozytów - mówił Bloombergowi Joakim Helenius z inwestycyjnego banku Trigon Capital. Bałtycka republika nie może być przy tym traktowana jako klasyczny raj podatkowy. Ryga stawia swoim bankom ostrzejsze wymagania dotyczące ilości kapitału, zaś rola sektora finansowego w gospodarce państwa jest znacznie mniejsza niż w przypadku Cypru. O ile na wyspie usługi finansowe odpowiadają za 40 proc. PKB, nad Dźwiną wypracowują one niecałe 3,5 proc. produkcji. - Łotwa nie stanie się Cyprem numer dwa - utrzymuje szef finansowego regulatora Kristaps Zakulis.
Reklama