Do końca marca mają być uzgodnione warunki unijnej pomocy finansowej dla Cypru, postanowili na poniedziałkowo-wtorkowym spotkaniu ministrowie finansów UE. W zamian za 17 mld euro władze wyspy zgodziły się na unijny audyt sektora finansowego, który ma sprawdzić, czy na Cyprze nie są prane brudne pieniądze. Cypr zwrócił się do Brukseli o pomoc finansową już w czerwcu zeszłego roku, ale Unii nie udało się osiągnąć porozumienia z poprzednim - zdominowanym przez komunistów – rządem. Po przejęciu w zeszłym miesiącu władzy przez konserwatywnego prezydenta Nikosa Anastasiadesa rozmowy nabrały tempa, szczególnie że zgodził się on na niemal wszystkie warunki, w tym właśnie audyt sektora finansowego.
Swoje potrzeby Cypr szacuje na 17 mld euro, z czego 8–10 mld euro przeznaczonych zostałoby na dokapitalizowanie banków, a reszta na bieżące funkcjonowanie rządu i obsługę długów. Mimo że w skali całej Unii to niewielkie pieniądze (dwa bailouty dla Grecji wyniosły 240 mld), sprawa pomocy dla Cypru budzi wielkie kontrowersje. Obiekcje miały przede wszystkim Niemcy, Finlandia, Holandia i Austria, które wprost mówiły, że nie chcą, by pieniądze ich podatników poszły na ratowanie majątków rosyjskich oligarchów.
Z drugiej strony, jeśli pomocy nie udzieli Unia, zrobi to ktoś, kto nie będzie domagał się walki z praniem brudnych pieniędzy. Pod koniec 2011 r. Cypr zwrócił się z prośbą o pożyczkę w wysokości 2,5 mld euro do Rosjan, zaś w zeszłym roku nabywcą cypryjskich obligacji – wycenianych jako śmieciowe – był tanzański FBME Bank, który akurat ubiegał się o cypryjską licencję bankową, która dałaby mu wejście na cały rynek europejski.
Niemcy forsowały pomysł, by w kosztach pomocy dla Cypru uczestniczyli prywatni inwestorzy, którzy w tamtejszych bankach mają pieniądze, na co europejskie media już ukuły termin „bail-in”. Tę sugestię jednak cypryjskie władze odrzuciły, obawiając się – zapewne słusznie – masowego odpływu kapitału. Mówiąc uczciwie i kategorycznie – i nie odnosi się to tylko do Cypru, lecz do całej strefy euro i całego świata – trudno o głupszy pomysł – oświadczył nowy cypryjski minister finansów Michael Sarris.
Reklama
Inna sprawa, że wystarczającym powodem do wycofywania kapitału może stać się sam audyt banków. Nie jest tajemnicą, że rosyjscy oligarchowie lubią śródziemnomorską wyspę ze względu na niskie podatki i liberalne prawo bankowe. W styczniu wartość depozytów w cypryjskich bankach zmniejszyła się o 2 proc. Jeśli w obawie przed unijnymi kontrolami tempo tego procesu przyspieszy, może się okazać, że nawet po dokapitalizowaniu unijną pomocą cypryjskim bankom będzie jeszcze bardziej brakować pieniędzy.