W powszechnym odczuciu Polska jest krajem wysokich obciążeń podatkowych. To ocena, która ma coraz mniej wspólnego z rzeczywistością. Z danych zebranych przez Ernst & Young wynika, że w żadnym kraju zachodniej Europy górna stawka podatku od dochodów osobistych (PIT) nie jest tak niska jak u nas (32 proc.). A w wielu przypadkach, jak we Francji (52 proc.), w Szwecji (56,6 proc.) czy Hiszpanii (52 proc.), odbiega ona radykalnie od polskiej. Mniejsze podatki dochodowe w Unii płacą tylko mieszkańcy niektórych krajów Europy Środkowej, jak Rumunia, Bułgaria czy Litwa. Ale i w tej grupie stawki idą do góry: na przykład od nowego roku poziom PIT dla najbogatszych Słowaków wzrósł z 19 do 25 proc.
Polska stała się dla podatników relatywnie atrakcyjna, bo od czterech lat skala obciążeń stoi w miejscu. W większości innych krajów są one podnoszone, aby załatać dziurę budżetową. Rządy wolą nakładać większe obciążenia fiskalne na indywidualnych podatników także po to, aby uchronić przed nadmiernymi podatkami firmy i utrzymać przez to perspektywy wzrostu. W Polsce podatek CIT (19 proc.) od 10 lat co prawda nie jest obniżany, ale i tak pozostaje mniejszy niż średnia europejska (23,5 proc.). Gorzej ze stawką VAT (23 proc.), która jest wyraźnie wyższa niż średnio we Wspólnocie (21 proc.).
W przyszłości presja na podnoszenie podatków PIT w Polsce powinna maleć. Jak przewiduje Bruksela, rząd powinien w tym roku obniżyć deficyt budżetowy do 3 proc. PKB. Na to nie może liczyć wiele innych krajów Wspólnoty, w których fiskus będzie pracował na rzecz wyjścia z kryzysu zadłużenia.