Projekt nowelizacji prawnej, jaki właśnie wnieśli w Sejmie posłowie Prawa i Sprawiedliwości zwiastuje nam początek bardzo efektownego spektaklu. Choć jego oficjalny tytuł pozornie promieniuje nudą.

Rada ds. bezpieczeństwa strategicznego

Oto zmianie mają ulec: ustawa o zasadach zarządzania mieniem państwowym oraz ustawa o zasadach kształtowania wynagrodzeń osób kierujących niektórymi spółkami. W planowanych nowelizacjach znalazł się punkt powołujący do życia Radę do spraw bezpieczeństwa strategicznego. Jej zadaniem byłoby zapewnienie ochrony przed nagłym odwołaniem zarządom i radom nadzorczym wybranych spółek Skarbu Państwa. Chodzi konkretnie o pięć wyjątkowo istotnych dla bezpieczeństwa Polski, a także dla codziennego życia Polaków koncernów.

Reklama

Na krótkiej liście podopiecznych wspomnianej Rady znalazłyby się następujące podmioty: PKN Orlen - de facto monopolista na naszym rynku paliwowym, PSE (Polskie Sieci Elektroenergetyczne S.A.) zarządzające przesyłem energii elektrycznej na terenie całego kraju, PERN zarządzający rurociągami naftowymi oraz magazynami ropy, odpowiedzialny za to samo w branży gazowej Gaz-System oraz kluczowy producent leków w tym antybiotyków Polfa Tarchomin.

Reklama

Kluczowe spółki skarbu państwa i ludzie PiS

Gdyby wymienione powyżej spółki nagle przestały równocześnie działać, wówczas mieszkańcy III RP zostaliby bez: paliw, prądu, gazu, ogrzewania i najpotrzebniejszych leków. Mając w perspektywie najpierw wszechobecny chaos, a następnie możliwość zgonu za sprawą braku (tu do wyboru): pożywienia, ciepła lub ratującego życie lekarstwa. Zatem śmiało można spółki te uznać za strategiczne. Równie oczywiste wydaje się kolejne założenie. Mianowicie - skoro trzech członków planowanej Rady wybrałby wkrótce Sejm, jednego Senat i jednego prezydent, to przez sześcioletnią kadencję rządziliby nią zaufani ludzie PiS-u. Zaś od ich decyzji zależałoby to, kto na co dzień kieruje wymienionymi wyżej koncernami.

Jeśli wybory za rok wygrałaby opozycja na czele z PO (sytuacja gospodarcza oraz sondaże wskazują, iż jest to więcej niż możliwe), to zapewne bardzo chciałaby jak najszybciej przejąć kontrolę nad strategicznymi spółkami. Tymczasem, wedle nowego prawa zgodę na to musiałaby wyrazić Rada. Obowiązku oddania na żer Platformie stanowisk obsadzonych przez partyjnych kolegów w nowelizacji nie zapisano.

Spółki - Arka Noego dla PiS w czasach potopu

Łatwo zatem zgadnąć, że w praktyce: PKN Orlen, PSE, PERN, Gaz-System i Polfa Tarchomin stałby się czymś na kształt Arki Noego w czasach potopu. Stanowiska od samych szczytów po etaty portierów i sprzątaczek obsadziliby ludzie Zjednoczonej Prawicy, oderżnięci przez nową władzę od stanowisk w innych miejscach. Potem smakowite historie byłych posłów, zajmujących się nic nie robieniem, za kwoty wyższe niż pobierali w Sejmie, dobrze sprzedawałyby się w mediach.

Jednak dla kolejnego obozu władzy problemem nie byłoby to, że parlamentarni koledzy z wrogiego klubu otrzymali szansę na nowy start w życiu. Sprawą kluczową jest to, że nieusuwalny prezes - zwłaszcza PKN Orlen - zyskuje w kraju ogromną władzę. Zresztą już teraz Daniel Obajtek znaczy więcej niż premier. Gdy zaś dokona się fuzja Orlenu z PGNiG-e jego znaczenie wzrośnie dwukrotnie. Jako że polska polityka coraz bardziej przesiąka paranoicznym myśleniem oraz teoriami spiskowymi, łatwo sobie wyobrazić ogromne lęki wzbudzane przez postać np. Obajtka w nowym obozie władzy. Za rządów Zjednoczonej Prawicy kolejne zmiany w sektorze paliwowym sprawiły, iż obecnie osoba będąca prezesem Orlenu może już swobodnie zawyżać ceny paliw, a przy okazji wszystkich produktów z nimi powiązanych. Wkrótce to samo będzie mogła w kwestii gazu. Nieusuwalny władca Orlenu ma możność wywierania wpływu na inflację, wzrost gospodarczy, wysokość zatrudnienia w licznych branżach, etc. Jeśli przebiegle skorzysta z posiadanych narzędzi, da radę zatruć życie każdemu rządowi. Planowana przez PiS nowelizacja te możliwości zwielokrotni. Przynajmniej w teorii. W praktyce są to bowiem pobożne życzenia obozu władzy, któremu w oczy zajrzał strach przed coraz bardziej niepewnym wynikiem wyborów.

Aparat sprawiedliwości

Jeśli za rok Rada do spraw bezpieczeństwa strategicznego będzie istnieć, wcale nie oznacza to zamienienia pięciu koncernów w pisowskie twierdze. Nawet jeśli prezydent Andrzej Duda swym wetem zabezpieczy ową Radę przed przeprowadzeniem jej likwidacji przez nowy parlament. Obok niej istnieje bowiem cały aparat sprawiedliwości, skrojony kolejnymi reformami na miarę Zbigniewa Ziobry. Na dziś tworzą go prokuratorzy całkowicie podporządkowani rozkazom ministra sprawiedliwości, będącego jednocześnie Prokuratorem Generalnym oraz sądy. Te znajdują się w stanie permanentnego roz….., znaczy bałaganu, a minister Ziobro dba, żeby nawet sędziowie nie mający powodu znienawidzić PiS-u, w końcu go znienawidzili.

W razie zmiany władzy nowy minister nie ma absolutnie żadnego powodu, by ten stan rzeczy naprawiać. Dzięki niemu ma możność wskazania prokuratorowi, kogo należałoby aresztować. Po czym poproszony o to sędzia - jeśli uzna to za zasadne - zezwala na trzymiesięczny areszt tymczasowy. Dziś między władzą a sądami trwa zimna wojna. Jednakże, gdy władza się zmieni … Cóż. Wówczas w kawiarni przy dobrej kawie prokurator może z sędzią uzgodnić, że areszt tymczasowy - jakim objęto człowieka, który sędziemu kojarzy się z wyjątkowo nielubianą partią - zostanie przedłużony.

Obecnie rekord pobytu za kratkami bez wyroku dzierży w III RP niejaki Czesław Kowalczyk. W areszcie tymczasowym przesiedział całe 12 lat, by na koniec dowiedzieć się, że jest niewinny.

A jeśli opozycja wygra wybory?

Otóż Drogi Czytelniku prezesi, dyrektorzy i członkowie zarządów strategicznych spółek Skarbu Państwa mogą nimi kierować dopóki nie wylądują na dołku. Zarządzanie Orlenem i całą resztą koncernów zza krat staje się raczej niemożliwe. Zjednoczona Prawica po udoskonaleniu wymiaru sprawiedliwości, na srebrnej tacy oferuje takowe rozwiązanie kolejnemu obozowi władzy. Łatwe, szybkie i straszliwie przyjemne. Jeśli opozycja wygrałaby wybory, czemu nie miałby z niego skorzystać?

Oczywiście i na to można znaleźć receptę. Wystarczy realizując wytyczne (o ironio!) Komisji Europejskiej, oddzielić funkcję Prokuratora Generalnego od ministra sprawiedliwości. Następnie uczynić go wybieralnym przez parlament i nieusuwalnym na czas kadencji, niczym prezesa NIK. Jednak na tak przebiegły dowcip w stylu Onufrego Zagłoby już raczej nie stać Zjednoczonej Prawicy. Prędzej należy się spodziewać politycznego cyrku na kółkach, którym wjedziemy w nowy rok, wspólnie z coraz wyższą inflacją, zapaścią finansów państwa oraz wojną na wschodzie. Czyli pakietem medialnych atrakcji nawet większych niż przyszły bój o spółki Skarbu Państwa.