Ogrom ofiar i cierpienia, jakie zgotowała Ukraińcom rosyjska armia sprawia, że informacje o tym, iż najeźdźca wziął na cel wszystko co związane z uprawą ziemi, rzadko przebija się na czołówki serwisów informacyjnych. Zresztą sami zaatakowani zorientowali się, że ma to miejsce całkiem niedawno. Ukraińskie Ministerstwo Obrony 14 marca ogłosiło na Twitterze - „Okupanci celują w maszyny rolnicze, podważając bezpieczeństwo żywnościowe w Ukrainie i na świecie”. Informacje o poszczególnych przypadkach zebrała w jedną całość na łamach „Tygodnika Poradnik Rolniczy” w tekście pt. „Rosjanie celowo niszczą maszyny rolnicze i gospodarstwa”, Kamila Szałaj.

Reklama

Gigantyczne kłopoty dla Trzeciego Świata

Obraz, jaki się wyłania wskazuje na realizację całościowego planu. Na terytoriach, które są już zajęte, okupant przede wszystkim rekwiruje sprzęt rolniczy. Jednocześnie przeprowadzane są ataki lotnicze i rakietowe na duże gospodarstwa rolne i firmy związane z sektorem rolniczym, znajdujące się za linią frontu. Uderzenia są wymierzone w magazyny: produktów spożywczych, nawozów, maszyn rolniczych, mrożonek itp.. Tak sukcesywnie znika wszystko, co służy do wytwarzania żywności oraz jej zapasów. Oznacza to olbrzymie straty gospodarcze dla Ukrainy, a także gigantyczne kłopoty dla … Trzeciego Świata.

Wedle raportu Ośrodka Studiów Wschodnich pt. nomen omen „Spichlerz świata? Rozwój rolnictwa na Ukrainie” opublikowanego 9 grudnia 2021 (czyli jeszcze przed rosyjską inwazją) państwo ukraińskie jest jednym z kluczowych producentów żywności na świecie. Być może nawet kluczowym, ponieważ w odwrotności do USA, Unii Europejskiej, Rosji, Kanady, Brazylii, rolnictwo ukraińskie posiadało olbrzymie możliwości szybkiego powiększania swej produkcji. Inni potentaci takimi rezerwami już nie dysponują. Dzięki fantastycznym ziemiom żyzny kraj mógł awansować na trzecie miejsce w rankingach producentów żywności, ścigając się ze Stanami Zjednoczonymi i Rosją. W zeszłym roku Ukraina sprzedała zagranicznym odbiorcom 90 proc. zebranej u siebie kukurydzy oraz 70 proc. pszenicy. Tak pokrywając w 12-14 proc. światowe zapotrzebowanie na te kluczowe zboża.

Reklama

Eksport ukraińskiej żywności radykalnie zmaleje

Reklama

Za sprawą starań rosyjskiej armii oraz floty, która zablokowała ukraińskie porty, w tym roku eksport ukraińskiej żywności radykalnie zmaleje. Na tym nie koniec złych wieści. Rosja zablokowała bowiem sprzedaż wytwarzanej przez siebie saletry amonowej, a ta jest kluczowym nawozem. Tak podbijając jej cenę. Wreszcie od połowy marca Kreml wstrzymał sprzedaż swojego zboża krajom utworzonej pod egidą Moskwy Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej. Jeśli Putin objąłby takim zakazem także innych kontrahentów, to wówczas na światowym rynku zabraknie nie tylko pszenicy ukraińskiej, lecz też rosyjskiej. W sumie zaspakajają one 29 proc. globalnego zapotrzebowania na ten produkt.

Jaki efekt to wywoła dość łatwo prześledzić, czerpiąc wiedzę z tego, co się wydarzyło za sprawą kryzysu żywnościowego po 2008 r. Wówczas powodów do gwałtownego wzrostu cen było mniej. Wynikał on z tego, iż baryłka ropy zdrożała do prawie 140 dolarów, w ślad za tym podążyły ceny gazu, co podbiło koszty wytwarzania nawozów sztucznych oraz transportu. Na to nałożyło się szaleństwo zapomnianych już nieco biopaliw. Wysokorozwinięte kraje, przerażone cenami ropy, inwestowały w przetwarzanie produktów rolnych na paliwo płynne. Ogromne obszary gruntów zaczęto obsiewać nie czymś, co da się zjeść, lecz roślinami energetycznymi. Na skutek tego splotu okoliczności między rokiem 2004 a 2008 kukurydza zdrożała na światowych rynkach o ok. 160 proc. a pszenica nawet o 200 proc. Dla konsumentów z bogatych krajów droższa żywność stanowiła niedogodność. Jednak produkcja rolna jedynie: Stanów Zjednoczonych, krajów UE i Kanady z naddatkiem zaspokaja wszelkie potrzeby żywieniowe mieszkańców Zachodu. Również Chinom udaje się zadbać na tym polu o samowystarczalność. Diametralnie inaczej prezentuje się sytuacja mieszkańców krajów szeroko rozumianego Południa.

Aby to naświetlić wystarczy kilka liczb. Wedle danych Departamentu Rolnictwa USA (USDA) statystyczne gospodarstwo domowe w Stanach Zjednoczonych wydaje na żywność ok. 6,4 proc. swego rocznego dochodu. W Polsce jest to ok. 16 proc., w Egipcie prawie 40 proc., a w Algierii 42 proc. Acz mieszkańcy północy Afryki i tak mogą się uważać za szczęśliwców. Przeciętna rodzina w Nigerii wydaje 56 proc. tego co zarobi na jedzenie. Przy czym nie zawsze udaje się zarobić. Dlatego wedle raportów UNICEF głodu doświadcza obecnie na świecie ok. 700 mln ludzi.

Arabska wiosna i upadek reżymów

A teraz wyobraźmy sobie sytuację, gdy z miesiąca na miesiąc podstawowe produkty żywnościowe zdrożeją dwu lub nawet trzykrotnie. Poprzednim razem już pod koniec 2007 r. bunty i zamieszki zaczęły się przetaczać przez kolejne kraje Południa. Najpierw dotknęły te najbiedniejsze: Kamerun, Burkina Faso, Senegal, Mauretanię, Wybrzeże Kości Słoniowej. Potem to samo zaczęło dziać się w Egipcie i Maroku. Wreszcie rebelie biedoty tłumiono w: Meksyku, Boliwii, Pakistanie, Uzbekistanie, RPA, wręcz wysadziły w powietrze Jemen. Szczęściem dla Południa wybuch światowy kryzys gospodarczy i ceny paliw poleciały w dół. Wówczas żywność na dwa lata staniała. Gdy znów zaczęła drożeć, przez kraje arabskie od Maroka po Syrię przetoczyła się fala rewolucji, nazwanych Arabską Wiosną. Obalano stare reżymy autorytarne, by po krótkiej demokratyzacji ustanowić nowe. W Syrii rewolucja zamieniła się w wojnę domową, a miejscowego satrapę ocaliła rosyjska pomoc.

Wreszcie wrzenie Południa przyniosło wielka falę migracyjną prącą do krajów Zachodu. Choć w 2015 r. zrejestrowano przedostanie się do Europy zaledwie 1,25 mln uchodźców oraz migrantów i tak kryzys uchodźczy wstrząsnął Unią. Na Zachodzie błyskawicznie wzrosło poczucie zagrożenia oraz poparcie dla partii populistycznych. Nota bene w Polsce cała sytuacja przysporzyła więcej głosów PiS-owi, a na Węgrzech dała Viktorowi Orbanowi zwycięstwo w kolejnych wyborach. Generalnie rzecz ujmując, fala migrantów z krajów Południa mocno nadszarpnęła polityczną dominację elit lewicowo-liberalnych oraz partii chadeckich i socjaldemokratycznych w krajach UE. A przecież na Stary Kontynent przybyło wówczas niewiele ponad milion ludzi, a w kolejnych latach, w miarę sukcesywnego uszczelniania granic, liczba nowych migrantów spadała.

Widmo głodu i kolejna fala migracyjna?

Obecne działania Rosji mają szansę wybić ceny żywności powyżej rekordów z 2008 r. To oznacza, iż widmo głodu zajrzy w oczy już nie milionów lecz miliardów mieszkańców Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji. Za tym zaś będzie kroczyć widmo rewolucji i wojen domowych. Ci, pragnący przeżyć, zaczną uciekać tam gdzie jest bezpieczniej.

To, co się działo jesienią na granicy polsko-białoruskiej obrazowo pokazało, jak mogą wyglądać próby używania migrantów w wojnie hybrydowej. A przecież polskie granice szturmowało zaledwie kilka-kilkanaście tysięcy osób. Jednak i tak wywołało to w III RP polityczne wrzenie oraz sprawiało mnóstwo dylematów moralnych. Kreml obserwował i zapewne wyciągał wnioski.

Należy wziąć po uwagę, iż choć działania zbrojne na Ukrainie mają dla Rosji coraz bardziej katastrofalny przebieg, nie można liczyć, że Putin nagle ogłosi rozejm i zakończy wszczętą przez siebie wojnę z Zachodem. Na polu militarnym nie ma już najmniejszej szansy, by odnieść spektakularny sukces. Moskwie pozostają więc przedsięwzięcia niestandardowe, dające szansę rozbijania jedności Zachodu oraz destabilizowania poszczególnych państw. Dziś już 3 mln Ukraińców uciekło ze swego kraju. Nadal przytłaczająca większość znajduje się w Polsce, Słowacji, Mołdawii, Rumunii i na Węgrzech. Jednak powoli przemieszczają się w głąb UE. Gdyby do tego doszła porównywalna albo i większa fala uciekinierów z krajów Południa, zachowania wyborców w krajach Europy Zachodniej mogą się tylko radykalizować. A na to od dawna liczą rządzący Rosją. Ich kraj tonie, lecz do końca będą marzyć i planować, by pociągnąć za sobą na dno resztę Europy.