W odpowiedzi na liczne zapytania Departamentu Stanu, nie rozumiejącego o co chodzi Kremlowi, George F. Kennan w lutym 1946 r. przesłał z Moskwy swój „Długi telegram”. Starał się w nim wyjaśnić zdezorientowanym zwierzchnikom, jakie są żelazne reguły, którymi się rządzi rosyjsko-sowiecka tyrania.
Kennan tłumaczył więc, że agresywne zachowanie nie jest spowodowane posunięciami Zachodu, choć uparcie podkreślała to sowiecka propaganda. Imperialna ekspansja i nieustanne wzniecanie konfliktów wynikały z wewnętrznych uwarunkowań sowieckiego reżymu i żadne pociągnięcia Waszyngtonu nie mogły tego zmienić. Wszystko dlatego, że każdy przywódca imperium musiał traktować świat zewnętrzny jako wroga, gdyż stanowiło to usprawiedliwienie: „dyktatury, bez której nie potrafią rządzić, okrucieństw, od których nie mają odwagi się powstrzymać, i poświęceń, których czują się zmuszeni wymagać” – pisała Kennan. Od wieków albo Rosja była ekspansywna i agresywna albo traciła sterowność. Dlatego pójście na ustępstwa przez kraje Zachodu z oczekiwaniem, iż zostaną odwzajemnione, niezmiennie okazywało się szczytem naiwności. Nigdy nie przynosiły pozytywnych następstw, a jedynie otwierały dla Kremla nowe możliwości ekspansji.
Inwazja na Ukrainę. Koniec Putina?
Jak niezmiennie celne są spostrzeżenia Kennana Polska oraz reszta Zachodu przekonały się rankiem 24 lutego. Jednak, chociaż początek inwazji na Ukrainę pozbawił złudzeń, że rosyjski imperializm może się zmienić, to nada próbuje się zrozumieć Rosję przez pryzmat myślenia na zachodnią modłę. Tego najbardziej widocznym przykładem jest narastające w ostatnich dniach przekonanie, że Władimir Putin zostanie wkrótce obalony, a nawet zabity.
Owszem w krajach Zachodu, gdy tyran wiódł kraj w stronę klęski, próby pozbawienia go władzy przez otoczenie lub opozycję stanowiły naturalny odruch obronny. Są one czymś pewnym.
W przypadku Rosji, gdyby obecny prezydent utracił władzę w efekcie najazdu na Ukrainę oraz zachodnich sankcji, byłby to prawdziwy ewenement w jej dziejach. Od wieków, jeśli imperium rządzi osoba niewahająca się użyć siły, potrafiąca zastraszyć otoczenie, wówczas jej rządy kończą się w podeszłym wieku na łożu śmierci. Następuje ona raczej z przyczyn naturalnych. Tradycją jest natomiast obalanie lub mordowanie tych, którzy cieszą się opinią mięczaków lub reformatów. Tu lista pechowych władców okazuje się całkiem pokaźna.
Michaiła Gorbaczowa usunęli spiskowcy z jego otoczenia pod wodzą Giennadija Janajewa i marszałka Dmitrija Jazowa, ponieważ wprowadzone przez niego reformy dały ludziom zbyt wiele wolności i rozsadzały ZSRR od środka. Nikitę Chruszczowa spotkał ten sam los, bo sam ośmieszał swoją politykę wewnętrzna i zagraniczną żenującymi wyskokami (np. tłukąc zdjętym butem w mównicę podczas wystąpienia na forum ONZ w październiku 1960 r. i klnąc przy tym niemiłosiernie). Co gorsza ponosił przy tym prestiżowe porażki w rozgrywkach ze Stanami Zjednoczonymi. Z kolei car Mikołaj II był niewątpliwie jednym z najbardziej pozbawionych rozumu, a zarazem charakteru, członków dynastii Romanowów. Decyzje za niego podejmowała żona, mnich Rasputin lub ulubieni politycy. W trudnych czasach po kolejnych wojennych klęskach przyniosło to Rosji rewolucję, a carskiej rodzinie eksterminację. Wcześniej rewolucjoniści, anarchiści i komuniści wielokrotnie próbowali organizować zamachy na władców Rosji, lecz ochrona carów zawiodła tylko raz. Stało się to w przypadku najbardziej reformatorskiego i palącego się do liberalnych reform, cara Aleksandra II.
Wzorcowy los Pawła I
Jednak w sumie wzorcowy pozostaje los cara Pawła I. Zasłynął on tym, że zwolnił z więzienia Tadeusza Kościuszkę i innych uczestników insurekcji, zaczął znosić pańszczyznę, nakazał tępić: korupcję, pijaństwo i hazard. Liczba spisków, jaka się przeciw niemu w Rosji zawiązała, prezentowała się wręcz imponująco. Wreszcie zbuntowała się generalicja, a gdy car odmówił podpisania abdykacji na rzecz synów, został uduszony.
Jak zatem widać w Rosji przez ostatnich 200 lat swe rządy tragicznie kończą władcy zbyt reformatorscy i prozachodni, albo za bardzo poczciwi. Ten car, który zamorduje najwięcej ludzi, budząc tym powszechny respekt, może czuć się najbezpieczniej.
Oczywiście zawsze może wydarzyć się ten pierwszy raz i mający na sumieniu już dziesiątki tysięcy ofiar Władimir Putin zostanie obalony. Tyle tylko, że nie przedstawia się to tak łatwo, jak wydaje się głosicielom owego „pobożnego życzenia”. Całe, najbliższe otoczenia dyktatora to ludzie po wieloletniej selekcji. Tych zdolnych do oporu wyeliminowano dawno temu. Reszta ma przetrącone karki i od lat specjalizuje się w ślepym posłuszeństwie. Poza tym każdy z nich jest umoczony w zbrodnie i malwersacje swego prezydenta. Jego koniec grozi im utratą wszystkiego - nawet życia.
Równie prawdopodobnie zapowiada się skuteczny bunt ludu. Owszem, za rządów Putina przez kraj przetaczało się kilka fal protestów, lecz władze pacyfikowały je bez większych trudności. Rosjanie należący do klasy średniej, których zachodnie sankcje doprowadzą do ruiny, mieszkają w największych metropoliach, a tych jest ledwie kilkanaście. Cała rosyjska prowincja tkwi w ubóstwie porównywalnym z tym, jakie stanowi codzienność Trzeciego Świata. Ci ludzie dobrze znają życie w nędzy i potrafią sobie z nią radzić. Natomiast nic ich tak nie raduje, jak świadomość, że Matuszka Rossija potrafi znów budzić grozę. Dla poczucia imperialnej satysfakcji gotowi są na wielkie wyrzeczenia. To też nie zmienia się od wieków.
Natomiast, jeśli biedniejąca klasa średnia odważy się podnieść głowy, wówczas szybko zostanie to ukrócone. Być może wedle rozwiązania zastosowanego ostatnio w Kazachstanie. Jeśli ktoś sądzi, iż Putin nie zdecyduje się wydać rozkazu strzelania z karabinów maszynowych do bezbronnego tłumu, ten pozostaje niepoprawnym optymistą.
Chodorkowski, Bieriezowski...
Podobnie wielkim optymizmem wykazują się ci liczący, iż usunąć cara zdołają oligarchowie. Ich pierwsze niezależne pokolenie zostało przez Putina rozgromione kilkanaście lat temu. Najzdolniejszych pozbawiono majątku i dręczono w łagrach jak Michaiła Chodorkowskiego, lub niespodziewanie dla wszystkich (ze sobą włącznie) zostawali oni samobójcami - jak Borys Bieriezowski. Nowe pokolenie oligarchów wzbogaciło się za przyzwoleniem prezydenta, a jednocześnie wie, co czeka kogoś przyłapanego na spiskowaniu. Utrata nawet większej części majtku mniej boli od utraty życia.
Realnymi możliwościami usunięcia prezydenta dysponują służby specjalne. Tylko, że on jest człowiekiem z ich świata. Dzięki Putinowi „kagiebiści” zrobili fantastyczne kariery i zdobyli fortuny. To ludzie z tego środowiska dziś rządzą Rosją. Mogą się zwrócić przeciw swemu wodzowi, lecz wraz z jego zniknięciem ryzykują utratę uprzywilejowanej pozycji. Poza tym on i oni wiedzą czego po sobie się spodziewać. Od miesięcy kolejne strzępki informacji pokazują, jak bardzo starannie Władimir Putin dba o swe bezpieczeństwo. Począwszy od długiego na sześć metrów stołu, po ściśle utajnione miejsce lub miejsca, gdzie na co dzień przebywa. Należy więc założyć, że równie mocno strzeże się przed wrogami, jaki i przed przyjaciółmi, nie ufając nikomu.
Z rozważań o możliwościach obalenia tyrana wychodzi, że poza kompletnym przypadkiem, jakim bywa np. samotny desperat-zamachowiec z najbliższego otoczenia, istnieje tylko jedna, realna opcja - to armia. W dziejach Rosji jedyną siłą zdolną skutecznie zbuntować się przeciw carowi okazywali się wojskowi. Takie rebelie przebiegały bardzo różnie. Gdy brakowało im wodza, żołnierze kończyli na zesłaniu lub szubienicy, jak dekabryści w 1825 r. Z kolei, kiedy w spisku brali udział marszałkowie, możliwe stawało się błyskawiczne pozbycie się władcy. Tak skończył Ławrientij Beria, zastrzelony (lub uduszony) dzięki temu, że Chruszczowa i innych spiskowców z Biura Politycznego wsparł marszałek Żukow.
Bunty młodszej kadry oficerskiej i zwykłych żołnierzy
Jednak najniebezpieczniejsze dla Rosji są bunty młodszej kadry oficerskiej i zwykłych żołnierzy. W ubiegły stuleciu wydarzyły się dwukrotnie, z powodu wojen przynoszących imperium upokarzające porażki, zaś żołnierzom masową śmierć z powodu niekompetencji dowódców i polityków. Po wojnie rosyjsko-japońskiej rewolucyjne wrzenie, które ogarnęło także armię, wymusiło demokratyzację Rosji, jakiej nie doświadczono potem aż do lat 90. XX wieku. Z kolei klęski na froncie podczas I wojny światowej przyniosły powszechny bunt żołnierzy. Acz zamiast ponownej demokratyzacji otworzył on drogę komunistom do przejęcia władzy w imperium.
Jeśli więc wojna na Ukrainie potrwa jeszcze długo i tak jak do tej pory charakteryzować ją będą ciężkie straty wśród rosyjskich żołnierzy oraz pokaz niekompetencji ich dowódców, to właśnie opcja rebelii wojskowej stanie się najprawdopodobniejsza.
Zamiast więc się łudzić, że problem z Rosją rozwiąże się sam za sprawa pałacowego przewrotu, należy szykować całościowy plan długoterminowego powstrzymywania i osłabiania państwa Putina. Tak, aby podkopywać jego siły na wszelkich możliwych obszarach. Jednocześnie udzielając Ukrainie równie różnorodnego wsparcia. Nota bene zgodnie z wnioskiem płynącym z „Długiej depeszy” Kennana. Przekonywał on przełożonych, iż postępowanie zasiadającego na Kremlu władcy jedyne co może zmienić, to szereg dotkliwych klęsk. Tak bolesnych, że wręcz grożących utratą wszystkiego.