Myślę, że w ostatecznym rozrachunku nie może być sytuacji, w której garstka firm tak bardzo kontroluje wypowiedzi polityczne w tym kraju, i cenzuruje, i próbuje narzucić ortodoksję (ideową – przyp. aut.) – ogłosił w poniedziałkowym wywiadzie udzielonym Fox News Digital republikańskich gubernator stanu Floryda, Ron DeSantis. Tak zgłaszając swój akces do krucjaty, jak ruszyła w Stanach Zjednoczonych przeciwkoGoFundMe. Historia, która właśnie nabiera tempa, prezentuje się jak wzorcowe potwierdzenie tezy regularnie wbijanej przez Lenina do głowy współpracownikom. „Nie ma i nie może być rewolucji bez kontrrewolucji” – ów ostrzegał. Przy czym należy tu zauważyć, iż rewolucyjne zmiany zachodzące w USA od ponad stu lat stają się trendami kształtującymi przyszłość całego Zachodu. Dlatego warto bacznie je śledzić.
Zaczęło się od serii paradoksalnych zdarzeń
Wracając do krucjaty. Zaczęło się od serii paradoksalnych zdarzeń, mających posmak niemal farsy. Kanadyjski rząd premiera Justina Trudeau w połowie stycznia ogłosił wprowadzenie obowiązku szczepień dla zawodowych kierowców, przewożących towary lub ludzi przez granicę z USA. Nota bene to samo zrobiła administracja prezydenta Bidena. Główna różnica między obu krajami sprowadza się do tego, że restrykcje antycovidowe w Kanadzie są o wiele surowsze niż w Stanach Zjednoczonych i władze starają się je bezwzględnie egzekwować. Acz nowy przepis uderzał w skromną mniejszość, bo wedle informacji upublicznianych przez rząd Kanady na początku lutego w pełni zaszczepionych było 88,36 proc. obywateli tego kraju w wieku powyżej 5 lat. Wśród kierowców ciężarówek kursujących do USA wskaźnik ten przekraczał 90 proc. Nowe prawo uderzało zatem w zaledwie kilkuprocentową mniejszość z jednej grupy zawodowej.
Tymczasem kierowcy - w przytłaczającej większości zaszczepieni - zamiast się cieszyć z uprzywilejowanej pozycji zwołali się przez media społecznościowe i ruszyli na Ottawę. Do długiego na 70 kilometrów konwoju TIR-ów zaczęli dołączać po drodze swoimi samochodami zwykli obywatele - przeważnie od dawna zaszczepieni. Dokładnie to samo powtórzyło się w stolicy oraz innych miastach. Ostatecznie Kanadę sparaliżowały największe od kilkudziesięciu lat protesty. Ich uczestnicy żądali likwidacji obowiązkowych szczepień dla... kierowców, choć sami byli w większości zaszczepieni. Potem poszli dalej i zaczęli domagać się zniesienia jakichkolwiek obostrzeń antycovidowych. W odpowiedzi zaszczepiony premier Trudeau ogłosił, że test wykrył u niego koronawirusa, po czym wraz z rodziną wyjechał z Ottawy na kwarantannę do miejsca, którego lokalizacji tajne służby nie ujawniły.
Bunt Kanadyjczyków spodobał się sporej części Amerykanów
Bunt Kanadyjczyków spodobał się sporej części Amerykanów. Głównie tym sympatyzującym z Partią Republikańską. Nota bene akcja szczepień w USA z racji sceptycyzmu najbardziej konserwatywnych Republikanów ugrzęzła na wskaźniku 65,5 proc. populacji i nie chce on już rosnąć. Sympatycy kanadyjskich protestów utworzyli więc na internetowej platformie GoFundMe zbiórkę- fundusz, by przekazać go kierowcom blokującym Ottawę. Tak, aby ci mieli za co kupować jedzenie i paliwo. A przy okazji wydłużyli kwarantannę znienawidzonemu przez konserwatywną prawicę wzorcowi wszelkich lewicowo-liberalnych cnót, do bólu postępowemu premierowi Trudeau. I w tym właśnie miejscu trącąca farsą historia, zaczęła zamieniać się w coraz ciekawszą opowieść.
GoFundMe trudno zaliczyć do grona potężnych Big Techów. Wartość platformy crowdfundingowej - jako firmy – wyceniano kilka lat temu na marne 600 mln dolarów. Jednak dzięki zintegrowaniu jej z Facebookiem i Twitterem wyrosła na największą tego typu platformę, stopniowo przejmując konkurencyjne porojekty (wedle danych amerykańskiego wydania „Newsweek” z 04.02.2022 kontroluje już 90 proc. rynku w USA i 80 proc. na całym świecie). Dzięki temu GoFundMe rozdysponowała jedynie w 2021 r. ponad 5 mld dolarów na cele wskazane przez często anonimowych darczyńców. Ci chcący wesprzeć kanadyjskich kierowców w kilka dni zebrali skromne 7.8 mln amerykańskich dolarów. Wówczas z siedziby szefostwa GoFundMe w kalifornijskim Redwood City przekazano mediom komunikat informujący, że zbiórka zostaje zawieszona.
„GoFundMe wspiera pokojowe protesty i wierzymy, że taki był zamiar zbiórki pieniędzy na «Konwój Wolności 2022» (taką oficjalną nazwę przyjął protest oraz akcja crowdfundingowa – przyp. aut.), kiedy została po raz pierwszy stworzona” – zaznaczono w oświadczeniu, dodając, iż: „Mamy teraz dowody od organów ścigania, że wcześniej pokojowa demonstracja stała się okupacją, wraz raportami policyjnymi o przemocy i innych bezprawnych działaniach”. Powołano się przy tym na burmistrza Ottawy Jima Watsona oraz szefa tamtejszej policji.
Kardynalny błąd GoFundMe
Na tym sprawa być może by się zakończyła, gdyby kierownictwo GoFundMe nie popełniło w kolejnym ruchu kardynalnego błędu. Wynikał on zapewne z faktu, iż datki na kanadyjskich kierowców wpłaciło ponad 120 tys. darczyńców i ich zwrot stwarzał spory kłopot. W kolejnym komunikacie zawiadomiono, że zebrana suma zostanie podzielona. Milion dolarów mieli otrzymać protestujący, ale jedynie ci, potrafiący udowodnić, iż: „wyruszyli do Ottawy, by wziąć udział w pokojowym proteście”. Resztę sumy postanowiono oddać: „wiarygodnej organizacji weteranów, która zostanie wybrana przez darczyńców”. Jednym słowem odcinano rebeliantów od tego, co było im najbardziej potrzebne, żeby protest trwał. Ale zrobiono to łamiąc zasady gry.
Platforma zadysponowała pieniędzmi wbrew woli ich formalnych właścicieli. W Polsce taki niuans znaczy tyle, co zeszłoroczny śnieg, ale w USA wystarczył. Dawał bowiem możliwość, żeby do boju ruszyły najbardziej republikańskie stany. Ci Teksańczycy chcieli, by ich wkład poszedł na tę szczytną sprawę– oznajmił prokurator generalny Teksasu Ken Paxton w komunikacie prasowym, przy okazji informacji o wszczęciu śledztwa przeciw GoFundMe. Dodając, że chodzi nie tylko o naruszenie woli darczyńców, ale też działania firmy przeciw: „pro-wolnościowemu ruchowi”, co „powinno stanowić bicie na alarm dla każdego, kto korzysta z platformy darowizn i szerzej, dla każdego Amerykanina, który chce chronić swoje konstytucyjne prawa”. Do Paxtona błyskawicznie dołączył z własnym śledztwem prokurator generalny stanu Missouri, Eric Schmitt. Prokuratorzy z Florydy i Wirginii Zachodniej spóźnili się o jeden dzień. W ślad za nimi podążył ultrakonserwatywny gubernator Florydy, Ron DeSantis. To, że dyrektor generalny GoFundMe Tim Cadogan zdecydował się naprawić błąd i każdy darczyńca otrzyma swą własność z powrotem, nie powstrzymało toczącej się już śnieżnej kuli. Nie będę stał z boku i pozwalał wielkim firmom technologicznym na szkodliwe unieważnianie lub tłumienie opinii, z którą się nie zgadzają – oświadczył podczas wywiadu dla Fox News Eric Schmitt.
Można zgadywać, że to wielkie wzmożenie Republikanów napędza przeświadczenie, iż największa platforma crowdfundingowa świata może w kluczowym momencie zadziałać podobnie jak Facebook i Twitter wobec prezydenta Trumpa podczas kampanii wyborczej. A tego Republikanie nie zamierzają zapomnieć. W końcu demokratyczne wybory rozstrzyga zazwyczaj przekaz informacji oraz dostęp do funduszy. Bez tych atutów trudno marzyć o sukcesie.
Mobilizacja republikańskich stanów
Mobilizacja republikańskich stanów, by wykorzystać błąd GoFundMe i dopaść wroga zgodnie z obowiązującym prawem, to tylko przedsmak tego, co mogą przynieść USA kolejne lata. W końcu wszyscy przecież wiedzą, o jakie „wielkie firmy technologiczne”, uznawane przez Republikanów za przeciwnika o wiele niebezpieczniejszego od Partii Demokratycznej chodzi. Tymczasem wedle wszelkich znaków na ziemi i niebie oraz sondaży w listopadzie tego roku Demokraci stracą większość w Izbie Reprezentantów oraz swą minimalną przewagę w Senacie. To, że Joe Biden będzie w stanie fizycznie powalczyć o drugą kadencję już dziś wydaje się niemożliwe. Wiceprezydent Kamala Harris zdobyła sobie miano niewybieralnej. A na dokładkę swych marzeń o powrocie do Białego Domu i rewanżu prawie nie ukrywa Donald Trump.
W tym miejscu trzeba nadmienić jeszcze o jednym czynniku, który ma szansę kształtować nadchodzącą przyszłość. Wielkie korporacje - klasyczne czy Big Tech, nie są wymysłem diabła (jak zdaje się wierzyć obecnie spora część bardziej konserwatywnej prawicy oraz progresywnej lewicy). Są one naturalnym tworem biznesowym, jako jedynym zdolnym do tego, aby na skalę globalną dystrybuować produkty (namacalne i wirtualne), doskonalić je, obsługiwać miliardy konsumentów, dążąc przy tym do maksymalizacji zysku. Niczego skuteczniejszego nie wymyślono niezależnie, czy chodziło o Standard Oil Johna D. Rockefellera, czy obecnie o Metę Marka Zuckerberga. Taka struktura sama z siebie nie ma przekonań ideowych, ani wizji przeszłości. Maszynom do pomnażania kapitału wspomniane cechy nadają ludzie nimi zarządzający. Ci zaś dysponują olbrzymią władzą i możliwościami, dopóki osobiście nie zetkną się z aparatem państwa dzierżącym monopol na przemoc. Jaśniej mówiąc - gdy ktoś lata całe pławił się w luksusach, to już sama groźba więzienia może mocno wpłynąć na jego idealizm. A co dopiero sama odsiadka. Dlatego warto się przyglądać, jak dalej przebiegnie polowanie na GoFundMe. Mając w pamięci, że rewolucja bez kontrrewolucji nie jest możliwa. A ta pierwsza spod znaku Black Lives Matter i wielkich planów Demokratów już była.