Mimo zakazów prefektury paryskiej kilka tysięcy osób zamierza w piątek wieczorem zgromadzić się na obrzeżach stolicy w proteście przeciwko restrykcjom sanitarnym. Część kierowców spędziła noc z czwartku na piątek na parkingach i na przedmieściach.
Groźba grzywien i więzienia
Policja wyposażona w specjalistyczny sprzęt do tłumienia demonstracji patroluje główne arterie Paryża i przygotowuje się na blokady dróg. Prefektura ostrzega, że za blokady będą groził grzywny do 7,5 tys. euro oraz kary do pół roku więzienia.
- Damy radę. Przyjedziemy i tak, jesteśmy zdeterminowani, ale bez agresji (...) Jesteśmy razem, jest wspaniale! - skomentował dla agencji AFP kierowca Olivier Breton, który wyruszył z Brześcia. Jego samochód zdobią flagi Francji i Kanady w nawiązaniu do "Konwoju Wolności" w Ottawie.
- Nie będą mogli odmówić wszystkim wjazdu, to niemożliwe - upiera się jeden z kierowców, a inny dodaje, że "nikt nie może im zabronić krążyć, to podstawa wolności".
Apel Macrona
Według Macrona, który wypowiedział się w piątek w wywiadzie dla dziennika "Ouest France", "wszyscy jesteśmy zmęczeni tym, przez co przeszliśmy przez ostatnie dwa lata". - Czasami to zmęczenie przekłada się również na złość. Słyszę to i szanuję, ale apeluję o większy spokój - dodał prezydent.
W środę pierwsze francuskie "konwoje wolności", zainspirowane protestem w Kanadzie, wyjechały z różnych miejscowości; jadą w nich samochody osobowe, kampery i motocykle.
Poparcia temu ruchowi protestu udzielili przedstawicielka skrajnej prawicy Marine Le Pen i prawicowy publicysta Eric Zemmour, kandydaci w zaplanowanych na wiosnę wyborach prezydenckich we Francji, oraz radykalnie lewicowa partia Francja Nieujarzmiona.