Wktórych branżach inflacja szaleje najmocniej? W strategicznych. Czyli w tych upaństwowionych albo skrajnie przeregulowanych – jak branża energetyczna. NIK podaje, że ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych wzrosły po 1 stycznia 2020 r. o, bagatela, 20 proc. Kolejne lata nie odwrócą trendu.
Gdy cena benzyny rośnie, można przesiąść się do autobusu, ale co zrobić, gdy drożeje prąd? Kupić świece? Wpuścić stadko chomików do małych obrotowych klatek, by po podłączeniu do dynama ładowały smartfony? To oczywiste, że wzrostów cen energii elektrycznej nikt nie uniknie, a największy ciężar stanowić będą one dla najbiedniejszych. Nie da się przecież w nieskończoność wypłacać im rekompensat – budżet państwa tego nie wytrzyma.
Za niebotyczne podwyżki cen energii elektrycznej w dużej mierze odpowiada polityka klimatyczna, nakładająca dodatkowe koszty na emisję CO2, ale przede wszystkim odpowiadamy za nie my. Zgodziliśmy się, by politycy przez dekady zaniedbywali inwestycje w nowe źródła energii, a przede wszystkim w atom. Skutecznie dawaliśmy się i dajemy wplątać w spory ideologiczne, przestając wywierać na elitach presję w sprawach kluczowych dla ogólnego dobrobytu. Teraz jednak – gdy Unia Europejska zaostrza klimatyczny kurs – przychodzi szansa na otrzeźwienie.
Obywatele na ratunek konsumentom
Jako konsumenci nie jesteśmy przywiązani do konkretnego źródła energii. Po prostu żarówka ma się świecić i wszystko jedno, czy świeci się dzięki energii atomowej, wiatrowej czy węglowej. Ale czysto konsumenckie spojrzenie na energię to błąd. Energetyka to branża upolityczniona i od politycznych decyzji zależy nie tylko, czy energia do naszych domów dotrze, lecz i to, ile będzie nas kosztować. O prądzie w gniazdkach powinniśmy więc myśleć jako obywatele współdecydujący o polityce kraju, a wówczas ocalimy samych siebie jako konsumentów. Co to znaczy w praktyce?