Kredytobiorcy i inwestorzy giełdowi pocą się z nerwów, gdy obserwują notowania. Pożyczkobiorcy, którzy zdecydowali się na kredyty w obcych walutach, modlili się, by po wczorajszym tąpnięciu złotego trend się odwrócił.
Niestety, kapitał ucieka z Polski, a wraz z nim osłabia się złotówka. Frank szwajcarski kosztował około godziny 12:00 już 2,72 zł. To jeszcze więcej niż wczoraj, gdy wieszczono, że tak drastyczne umocnienie się franka wobec złotego będzie słono kosztowało kredytobiorców. Ci bowiem muszą się liczyć z tym, że ich najbliższa rata kredytu będzie wyższa o kilkaset złotych niż ta sprzed dwóch miesięcy.
Inwestorzy nie słuchają już doradców i ekonomistów, którzy codziennie korygują swe przewidywania. Co gorsza, korekty zbyt często pogłębiają pesymistyczne prognozy. Inni eksperci zwyczajnie rozkładają ręce. Mówią, że w dobie paniki na giełdach wszelkie przewidywania są jak wróżenie z fusów. "Równie prawdopodobne jest, iż dziś cena euro wyniesie 4,2 zł, jak i 3,8 zł" - powiedział Piotr Kalisz, ekonomista Citibanku Handlowego, w "Gazecie Wyborczej".
Eksperci giełdowi przecierają oczy ze zdumienia. Tak głębokich spadków dawno nie było. Często pocieszają inwestorów, że indeksy odbiją się w końcu od dna. Jednak owo dno miało być miesiąc temu, tydzień temu i wczoraj. Tymczasem dziś indeks WIG20 obrazujący kondycję 20 największych spółek znów leci w dół. Podobnie zresztą jak indeksy w całej Europie.