Dlaczego "kacowe"? Bo ten rodzaj urlopu często jest wykorzystywany przez pracowników, ktorym zdarzyło się nieco pobalować w środku tygodnia. Następnego dnia wystarczy zadzwonić do pracy i spokojnie można swoje odleżeć.
Choć na etacie przysługują zaledwie cztery takie wolne dni rocznie, przedsiębiorcom i tak to się nie podoba. I to nie ze względu na troskę o kondycję zatrudnionych. "Pracownicy często wykorzystują ten urlop jako nieformalny sposób prowadzenia strajku" - mówi "Gazecie Prawnej" Jacek Męcina, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".
Właśnie tak granice sparaliżowali ostatnio celnicy, biorąc gremialnie urlopy na żądanie. Wcześniej - jak przypomina gazeta - tak protestowali lekarze.
Zmiana kodeksu pracy nie pójdzie jednak łatwo. Na likwidację tego przywileju nie zgadzają się związkowcy. Twierdzą, że urlop na żądanie to w wielu przypadkach jedyna możliwość do załatwienia nagłych i niespodziewanych spraw w życiu pracownika.
Ale to niejedyny pomysł, który spotka się z ostrym oporem pracowników. Przedsiębiorcy chcą bowiem także, by długość urlopu zależała wyłącznie od stażu pracy, a nie - jak jest teraz - również od okresu nauki. Poza tym domagają się skrócenia czasu, do którego trzeba wykorzystać zaległy urlop - do 31 grudnia kolejnego roku zamiast do 31 marca.