Gminy poszkodowane nagłą zmianą zasad opodatkowania farm wiatrowych nie ustają w walce o zagrożone miliony złotych wpływów. Domagają się rekompensat za utracone dochody i planują w tej sprawie uderzyć bezpośrednio do resortu finansów. Spotkanie z wiceministrem ma odbyć się już dzisiaj, w samo południe – dowiedział się DGP.
– Zamierzamy bardziej słuchać, jakie propozycje ma dla nas ministerstwo, niż po raz kolejny przedstawiać argumenty o niekonstytucyjności nowych przepisów, które wprowadzono z mocą wsteczną. Uważamy, że piłka jest teraz po stronie rządzących – mówi nam Przemysław Szczepanowski, zastępca wójta gminy Świecie nad Osą.
Jest ona nieformalnym liderem, który reprezentuje interes szerszej grupy ponad 80 gmin z całej Polski. Poza przedstawicielami tego samorządu na dzisiejsze spotkanie wybiera się też delegacja złożona z radców prawnych, ekspertów Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energetyce Odnawialnej i Związku Gmin Wiejskich RP. Samorządowcy liczą, że przedstawione przez nich szacunki mówiące o stratach sięgających nawet 450 mln zł przekonają MF do interwencji.
Dziury w budżetach
Ich zdaniem rządzący powinni bowiem ugasić pożar, który sami rozniecili, wprowadzając kontrowersyjne zmiany w nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1269). Zakłada ona powrót do starych zasad opodatkowania farm wiatrowych. Były one korzystne dla właścicieli, ale oznaczały mniejsze wpływy podatku od nieruchomości dla gmin.
Problem w tym, że zmiany obowiązują już od 1 stycznia, co dla samorządów oznacza radykalną zmianę sytuacji budżetowej w trakcie roku podatkowego. Gdy samorządy planowały budżety i inwestycje, nie zanosiło się na to, że ich przyszłe wpływy będą zagrożone.
Efekt jest taki, że gminy zalewane są teraz wnioskami o stwierdzenie nadpłaty w podatku od nieruchomości i o zaliczenie jej na poczet przyszłych zobowiązań lub o fizyczny zwrot.
Szczególnie dotknięte zmianami są małe gminy wiejskie, dla których taka fiskalna rewolucja oznacza w skrajnych przypadkach konieczność zwrotu równowartości nawet 36,4 proc. dochodów bieżących (np. gmina Przerośl – ubytek ponad 2,2 mln zł, czy Kisielice – 31 proc., w sumie ponad 8,3 mln zł straty).
W praktyce oznacza to, że wiele lokalnych inwestycji wisi na włosku, a ich los zależy od tego, czy gminy otrzymają kredyty na dokończenie już rozpoczętych projektów, na które teraz może im zwyczajnie zabraknąć pieniędzy. Niektórzy samorządowcy nie mają już złudzeń, że i tak konieczne będą cięcia.
– Będziemy musieli zrezygnować m.in. z otwarcia nowego żłobka, a planowaliśmy zaadaptowanie na ten cel starego budynku. Nie będzie teraz na to pieniędzy – mówi Waldemar Miśko, wójt gminy Kobylnica, która będzie musiała oddać właścicielom farm wiatrowych prawie 6 mln zł (z 65 mln budżetu).
Na ratunek trybunał?
Spotkanie z wiceministrem finansów to kolejna już dramatyczna próba uporządkowania budżetowego chaosu, którą podjęły w ostatnich dniach samorządy. Pierwszą salwę wystrzeliła w poniedziałek gmina Świecie nad Osą.
– Złożyliśmy wniosek o zbadanie zgodności art. 17 pkt 2 ustawy nowelizującej z art. 2 i art. 167 Konstytucji RP – informuje nas Przemysław Szczepanowski.
Podobne inicjatywy zapowiadają już wkrótce inne gminy, m.in. Kobylnica. – Planujemy zaskarżyć przepis przejściowy, który wprowadza od początku tego roku zmianę art. 3 pkt 3 prawa budowlanego, określającego definicję budowli, oraz przepis ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, definiujący elektrownię wiatrową – wyjaśnia Andrzej Hałuzo, radca prawny z tej gminy.
Co ważne, wątpliwości co do zgodności przepisów z konstytucją zgłaszała sama Kancelaria Prezydenta RP (w piśmie Haliny Szymańskiej, jej szefowej, z 15 czerwca br. do marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego), a wcześniej Biuro Legislacyjne Kancelarii Senatu.
Nieoczekiwana interwencja
Co ciekawe, samorządowcy mogą też mówić o pierwszych sukcesach. Bo chociaż ich głos sprzeciwu zignorowano w trakcie prac parlamentarnych, a apele o wycofanie się ze zmian nie znalazły poparcia u prezydenta, to udało im się zainteresować problemem Jarosława Kaczyńskiego, który zainterweniował w tej sprawie u samego ministra energii.
Dotarliśmy do odpowiedzi resortu na pytania prezesa PiS. Wynika z niej, że kontrowersyjne zmiany były konieczne, inaczej farmy wiatrowe by splajtowały. A to odbiłoby się na portfelach mieszkańców, którym na skutek fali bankructw elektrowni wiatrowych przyszłoby płacić więcej za prąd.
- Dalsze obowiązywanie regulacji prawnych, które od 1 stycznia podniosły obciążenia podatkowe nakładane na przedsiębiorców w sektorze odnawialnych źródeł energii, w przypadku podatku od nieruchomości od elektrowni wiatrowych w istotny sposób – w przypadku ich utrzymania – skutkowałyby wzrostem cen energii dla odbiorcy końcowego. Ryzyko wzrostu cen energii dotknęłoby także jednostki samorządu terytorialnego – czytamy w odpowiedzi.
W dalszej części dokumentu minister energii podkreśla też, że kluczowa jest ochrona interesu odbiorcy końcowego i utrzymanie cen energii na społecznie akceptowalnym poziomie.
Co na to samorządowcy? Kwitują, że rządzący, mając do wyboru, czy obciążyć skutkami zmian budżety właścicieli farm wiatrowych, czy lokalnych społeczności, wybrali rozwiązanie na korzyść prywatnych firm.