Najgłośniejszym pomysłem rządu dotyczącym wsparcia niepełnosprawnych jest danina solidarnościowa pobierana od najbogatszych. Ale drugim nie mniej ważnym jest przekazanie na ten sam cel części składki z Funduszu Pracy. W ten sposób fundusz, który powstał, by wspierać walkę z bezrobociem i aktywizować ludzi do pracy, staje się rezerwą dla budżetu.
Ubezpieczenie od niesamodzielności
Fundusz tworzą odprowadzane przez pracodawców składki (2,45 proc. podstawy, od której oblicza się również składki na ZUS). Rząd chce część tej składki, dokładnie 0,15 pkt proc., przeznaczać na niepełnosprawnych. To ma zapewnić wpływy rzędu 650 mln zł rocznie. Uzasadnia ten ruch dobrą sytuacją na rynku pracy. Nie podoba się to opozycji. – Może wykorzystując dobrą sytuację na rynku pracy i w Funduszu Pracy, rząd zająłby się ubezpieczeniem od bezrobocia – mówi DGP posłanka PO Izabela Mrzygłocka.
Dyskusje o ubezpieczeniu od ryzyka niesamodzielności trwają od wielu lat. Na początku tej dekady grupa ekspertów przygotowała na zlecenie klubu parlamentarnego PO ekspertyzę o opiece długoterminowej. Za najsensowniejsze rozwiązanie uznano wtedy wprowadzenie powszechnego, obowiązkowego ubezpieczenia od ryzyka niesamodzielności, płaconego przez pracujących oraz rolników i przedsiębiorców. Podobne rozwiązanie nazywane ubezpieczeniem pielęgnacyjnym funkcjonuje w Niemczech i jest pokrywane ze składek pracowników i pracodawców.
Obecna propozycja rządu oznacza, że stanął on w pół drogi. Można ją uznać za posunięcie zmierzające do utworzenia składki na ubezpieczenie od niepełnosprawności. – Ale to nie jest ubezpieczenie od niepełnosprawności, bo to oznaczałoby konieczność utworzenia państwowego funduszu celowego – uważa dr Agnieszka Dudzińska z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Rząd zapewne nie wykona takiego ruchu do końca kadencji, bo nie będzie politycznej zgody na wprowadzenie nowej powszechnej składki.
Zdaniem Agnieszki Dudzińskiej wsparcie niepełnosprawnych wymaga dużo dalej idących zmian. Gdyby rząd chciał uporządkować sytuację, powinien pieniądze Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, które płyną do NFZ na wyroby medyczne, przeznaczyć na stworzenie funduszu aktywizacji zawodowej. Powinien powstać też fundusz integracji społecznej. Do NFZ należałoby wówczas finansowanie rehabilitacji i wyrobów medycznych.
Fundusz na dowolne cele
Odebrane Funduszowi Pracy pieniądze będą finansować inne cele niż jego główne statutowe zadania. – To kontynuacja rabunkowej polityki wobec Funduszu Pracy, która polega na dokładaniu mu kolejnych zadań poza tymi, dla których został stworzony – mówi Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.
Głównym celem funduszu jest finansowanie walki z bezrobociem, gromadzenie pieniędzy na zasiłki dla bezrobotnych, prace interwencyjne, roboty publiczne, szkolenie i przekwalifikowanie bezrobotnych oraz rozwój pośrednictwa zawodowego.
Ale kilka miliardów złotych wydał w ub.r. na staże podyplomowe lekarzy, dentystów, pielęgniarek i położnych, choć teoretycznie powinien to robić budżet ochrony zdrowia. Kolejne 70 mln zł kosztował go program "Za życiem", czyli koordynacja wsparcia kobiet w ciąży, które zdecydują się na urodzenie dziecka ze stwierdzoną nieuleczalną chorobą. Fundusz ma też finansować jednorazowe opłaty powitalne (250 zł na ubezpieczonego) w programie pracowniczych planów kapitałowych – w sumie to około 2 mld zł.
Rządzący finansują kolejne projekty pieniędzmi funduszu, bo jego sytuacja jest obecnie stabilna. Spadek bezrobocia ogranicza jego wydatki, zaś rosnące zatrudnienie i płace zwiększają dochody. Wpływy sięgają 10,5 mld zł rocznie, w ciągu trzech ostatnich lat wzrosły o miliard. W tym samym czasie wydatki związane z głównym celem funduszu (na zasiłki i świadczenia) spadły o ponad pół miliarda.
– Rozumiem, że dziś bezrobocie jest niskie, ale to się może zmienić. Rząd powinien znaleźć inne źródło finansowania nowych wydatków – mówi DGP posłanka PO Izabela Mrzygłocka.