– Ministerstwo Energii w perspektywie końca roku będzie kończyło projekt strategii polityki energetycznej do 2040 r. – powiedział kilka dni temu pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury Energetycznej Piotr Naimski. Dodał, że "jeżeli nie będziemy mieli energetyki nuklearnej, która jest bezemisyjna, jeżeli nie będziemy potrafili w sposób racjonalny, czyli ekonomicznie uzasadniony, zbudować odnawialnych źródeł energii innego rodzaju, to nie utrzymamy węgla". Podkreślił, że udział węgla w strukturze źródeł prądu chcemy utrzymać na poziomie przynajmniej 50 proc. w perspektywie 2040 r. Sięgając do roku 2030 r., wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski mówił o 60 proc.
Niewęglowe realia
Dziś krajowa produkcja energii elektrycznej w przeważającym stopniu opiera się na węglu – z kamiennego i brunatnego otrzymujemy bowiem 85 proc. prądu. Polski rząd niezmiennie deklaruje, że to właśnie te surowce będą jeszcze przez wiele lat podstawą wytwarzania u nas energii elektrycznej. Niemniej jednak w kontekście zaostrzających się przepisów unijnych dotyczących emisji CO2 Polska musi dostosowywać się do niewęglowych realiów.
Prawo unijne nam tu nie pomaga. Wspólnotowe projekty przepisów szykowanego tzw. pakietu zimowego (to negocjowane dyrektywy unijne dotyczące energetyki) zawierają np. zapis o emisyjności źródeł wytwarzania na poziomie 550 g CO2/1 kWh. Takie wskaźniki są osiągalne dla bloków gazowych, ale niedościgłe nawet dla najnowocześniejszych bloków węglowych. Z danych resortu energii wynika, że istniejące w naszym kraju instalacje węglowe emitują o wiele więcej – np. blok 10 Łagiszy 460 MW 750 g, ale już Jaworzno III bloki 1–6 o mocy 1345 MW – aż 930,05 g. Dodatkowo przyjęte już tzw. konkluzje BAT do dyrektywy o emisjach przemysłowych sprawią, że od 2021 r. energetyka musi emitować mniej tlenków siarki i azotu oraz chloru i rtęci. W Polsce oznacza to inwestycje modernizacyjne na poziomie przynajmniej kilku miliardów złotych w ciągu niespełna czterech lat.
Branża patrzy też na negocjacje dotyczące przyszłego handlu emisjami CO2, czyli kształtu systemu EU ETS po 2020 r. Na razie wiadomo bowiem, że darmowych uprawnień do emisji dwutlenku węgla będzie mniej i niewątpliwie będą droższe niż dzisiejsze 5–6 euro za tonę. Celem UE jest bowiem podniesienie tej stawki przynajmniej trzykrotnie po to, by zniechęcać do używania konwencjonalnych źródeł wytwarzania energii.
Nowe kierunki
To wszystko sprawia, że dyskusja o polskim miksie energetycznym i udziale w nim czy to atomu, czy źródeł odnawialnych cały czas trwa. Zdaniem ministra Naimskiego pierwsze bloki jądrowe miałyby zacząć działać w naszym kraju w 2030 lub 2031 r. Jednak zdaniem ekspertów od energetyki te daty, patrząc na dzisiejsze opóźnienia przy budowie reaktorów jądrowych na całym świecie, są mało realne. Zwłaszcza że nie wiadomo nawet, w jakiej technologii polska elektrownia miałaby powstawać.
Niemniej jednak zmianę myślenia o sposobach przyszłej produkcji prądu widać dzisiaj na poziomie decyzyjności choćby samych spółek energetycznych. Przykładem niech będą inwestycje PGE czy PGNiG. Pierwsza z firm zdecydowała się na zmianę paliwa w planowanym bloku elektrowni Dolna Odra – nie będzie to węgiel kamienny, jak mówiono jeszcze w czerwcu tego roku, ale gaz. Z kolei PGNiG Termika buduje na warszawskim Żeraniu duży blok gazowo-parowy, który docelowo zastąpi działające tam bloki węglowe i będzie spalał 7 proc. łącznego zużycia gazu w Polsce. To ważne deklaracje w kontekście planów budowy przez Polskę rurociągu Baltic Pipe, który pozwoli nam na dostawy gazu z Norwegii przez Danię przy jednoczesnym zmniejszeniu dostaw paliwa z Rosji. Ważna jest tu także rola terminala LNG w Świnoujściu, dzięki któremu do Polski może trafiać coraz więcej skroplonego gazu. Nie dziwi więc, że przyszłość energetyki, zwłaszcza tej krajowej, będzie również jednym z tematów dyskusji w Rzeszowie.
Pola negocjacji
Energetyczna Mapa Drogowa 2050, wyznaczająca normy efektywności energetycznej dla członków UE, a także pakiet klimatyczny determinują zmniejszenie wykorzystania węgla w produkcji energii i ograniczenie emisji zanieczyszczeń. Polskie stanowisko jest krytyczne wobec radykalnie wyśrubowanych wymogów mapy drogowej. Na najbliższe dekady mogą być natomiast zastosowane rozwiązania bliższe pakietowi klimatycznemu, zakładające stopniową dekarbonizację wraz ze zmniejszeniem zużycia energii, zwiększeniem wydajności technologii przesyłu energii oraz zwiększeniem wykorzystania energii alternatywnych. Rosnące wykorzystanie innych zasobów, kształtowanie się Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, polityka bezpieczeństwa energetycznego Wspólnoty wymagają współpracy politycznej z krajami Trójmorza wobec planów Unii i jednocześnie współdziałania z całą Unią nad wypracowaniem korzystnego dla nas stanowiska wobec rosyjskich działań wokół Nord Stream 2. Jakie będą w efekcie przyszłe zasady funkcjonowania rynków energii oraz otoczenie legislacyjne unii energetycznej od 2021 r.? Jakie wnioski dla miksu energetycznego do roku 2040 można wyciągnąć w obliczu tylu zmiennych? Na te pytania właśnie będą odpowiadać paneliści podczas debaty na Kongresie 590.
Cała dyskusja będzie się toczyć w atmosferze, w której Polska walczy w Brukseli o rynek mocy. Ustawa dotycząca tego mechanizmu, w którym płacimy producentowi energii nie tylko za jej wytwarzanie, ale i gotowość do tego w szczycie, musi być notyfikowana przez Komisję Europejską, która sprawdzi, czy nie jest to forma zawoalowanej, niedozwolonej pomocy publicznej dla węgla. Według szacunków resortu energii mechanizm rynku mocy ma kosztować Polskę ok. 3 mld zł rocznie, z czego najwięcej zapłacą małe i średnie przedsiębiorstwa, a najmniej przemysł energochłonny i gospodarstwa domowe. Miesięczny rachunek za prąd dla tych ostatnich ma być wyższy maksymalnie o kilka złotych.
Rynek mocy nie będzie w stanie przedłużać życia jednostek węglowych w nieskończoność. Dywersyfikacja miksu energetycznego pozwoli także na harmonizację systemów energetycznych z krajami sąsiednimi na bazie partnerskiej współpracy, uwzględniającej uwarunkowania wewnętrzne każdej ze stron. Natomiast niezwykle ważnym elementem polityki energetycznej jest dbanie o brak uzależnienia od importu energii elektrycznej – tak twierdzą autorzy opublikowanego w poniedziałek raportu "Mapa drogowa polskiej elektroenergetyki 2030+" firmowanego przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców Sektora Energii oraz Instytut Jagielloński. Według danych resortu energii mechanizm rynku mocy ma być przejściowy, jednak długości okresu przejściowego dokładnie nie określono.