Korea Południowa miała cud na rzeką Han. Niemcy – Wirtschaftswunder. Hiszpania – El Milagro espanol. Do tej listy można dołożyć gwałtowny rozwój Kraju Kwitnącej Wiśni czy Tajwanu. Często lubimy powoływać się na przykłady tych krajów, ale czy w związku z tym możemy skopiować u siebie rozwiązania, które przyczyniły się do sukcesu gdzie indziej? – Nie jest możliwe przeniesienie innych cudów gospodarczych do Polski, bo każdy miał swoją lokalną specyfikę – zauważa dr Piotr Maszczyk ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Szybki rozwój umożliwił fakt, że państwa te startowały z bardzo niskiego poziomu. Niemcy dźwigały się z wojennych ruin. Hiszpania wychodziła z autarkicznej polityki gospodarczej prowadzonej przez reżim generała Franco w latach 50. Korea Południowa w latach 60. pod względem rozwoju plasowała się niżej niż ówczesna Polska.
W Hiszpanii chodziło o otwarcie się gospodarki na świat i wpuszczenie do kraju kapitału zagranicznego. Tyle że hiszpański cud poprzedziła terapia szokowa, jaką gospodarce zafundowała ekipa ściągniętych do rządu technokratów (jej efektem było np. rekordowe bezrobocie i masowa migracja za chlebem). Polska terapię szokową już ma za sobą.
Nie sposób też powtórzyć reform, które umożliwiły niemiecki cud gospodarczy, tj. uwolnienia cen (które w Niemczech podlegały kontroli od 1936 r.), zniesienia racjonowania żywności, a także reformy walutowej i wprowadzenia marki niemieckiej, która przywróciła wartość pieniądza.
Skok gospodarczy w Korei Południowej był możliwy m.in. dzięki wprowadzonej przez prezydenta Park Chung-hee autokracji. Jeśli szef państwa zadecydował, że najważniejsza z punktu widzenia rozwoju kraju jest budowa ekspresówki, która kosztowała więcej, niż wynosił budżet państwa, to droga powstawała. Jeśli od zera trzeba było stworzyć hutnictwo, też znajdowały się środki. A jeśli trzeba było stworzyć branżę stoczniową czy przemysł motoryzacyjny, to Niebieski Dom (siedziba głowy państwa) wybierał biznesmena, który miał to zrobić – i pozwalał mu działać.
Ważnym impulsem rozwojowym była też – dla Niemiec i Korei Południowej – pomoc, którą kraje te otrzymały z zewnątrz. Pierwsi dostali pieniądze z planu Marshalla, które zostały spożytkowane na kredyty dla przedsiębiorstw. Z tych środków produkcję rozwijało np. Audi, które wyniosło się do bawarskiego miasteczka Ingolstadt z radzieckiej strefy okupacyjnej.
Koreańczykom udało się, po normalizacji stosunków dyplomatycznych w 1965 r, uzyskać dostęp do tanich pożyczek od Japonii. Sfinansowano z nich stworzenie od zera branży hutniczej. Wtedy powstała firma POSCO (Pohang Iron and Steel Company), która wkrótce stała się jedną z najnowocześniejszych i najbardziej wydajnych w branży na świecie (inaczej niż inwestycje polskie z gierkowskich kredytów).
Polska też dziś otrzymuje "pomoc międzynarodową" w postaci funduszy unijnych. Ale nie możemy tak swobodnie dysponować nimi jak prezydent Park; środki te trafiają do nas w "szufladach", na działania w konkretnych obszarach. To dlatego nie mogliśmy pod koniec poprzedniej perspektywy finansowej UE przesunąć pieniędzy z części na inwestycje kolejowe – gdzie było ryzyko, że nie wykorzystamy ich w całości – na drogi, gdzie tempo absorpcji było znakomite (mieliśmy jednak pewną swobodę w manewrowaniu środkami w obrębie poszczególnych "szuflad").
Wspólnym mianownikiem tamtych zagranicznych cudów gospodarczych było silne zaangażowanie państwa w gospodarkę. O tym, że nie jest to konieczny element sukcesu, świadczy przykład Irlandii: tamtejszy cud zakładał wycofanie się państwa i danie wolnej ręki biznesowi (ze wszystkimi tego konsekwencjami oczywiście).
– Jedyne, na co możemy liczyć, to że uda nam się stworzyć receptę na polski cud – mówi dr Maszczyk. Nie możemy się spodziewać 5–7 proc. wzrostu PKB, jak w krajach, które rozwijały się w takim tempie kilka dekad temu. Ale jeśli przez kilkanaście lat będziemy się rozwijać o parę punktów szybciej niż Europa, to uda nam się ją dogonić.
ORGANIZATOR
PATRONAT HONOROWY
PARTNERZY STRATEGICZNI
PARTNER
PARTNERZY MEDIALNI