Czeska firma górnicza OKD ogłosiła, że jeszcze w tym roku zwolni 300 osób, w tym ponad 200 pracujących pod ziemią, ponieważ chce zmniejszyć wydobycie. To zresztą kolejna redukcja zatrudnienia. Powód? Spadek cen na światowych rynkach - wyjaśnia Marek Síbrt, rzecznik prasowy OKD. Na przykład węgiel koksowy w ciągu trzech ostatnich lat potaniał aż o dwie trzecie - dodaje.
OKD nie pierwszy raz zmniejsza zatrudnienie. W zeszłym roku firma pozbyła się ponad 1,5 tys. pracowników. Największą część stanowiły wtedy osoby zatrudnione w firmach zewnętrznych, w tym także Polacy. I tym razem sporo naszych rodaków może się znaleźć w grupie zwolnionych.
Kopalnie należące do OKD sąsiadują przez granicę z tymi w naszej części Śląska, a czeska firma działa w podobnych warunkach ekonomicznych jak polskie spółki górnicze. Jednak ani Katowicki Holding Węglowy, ani Kompania Węglowa zwolnień nie przewidują. Niedawne pojawienie się na stronie internetowej KHW informacji o mającej nastąpić redukcji okazało się skutkiem... ataku hakerów. KW z kolei kilka miesięcy temu wycofała się z planu zmniejszenia zatrudnienia o 900 osób i dała górnikom dołowym gwarancje pracy do 2020 r.
Polityka tych firm się różni, bo OKD jest spółką prywatną, a KHW i KW - przedsiębiorstwami państwowymi. Ale czy i one nie powinny zmniejszyć zatrudnienia, gdy ceny węgla na światowych rynkach spadają? Eksperci nie mają wątpliwości, że powinny. Jest to jednak problem natury politycznej i wobec zbliżających się - rok po roku - wyborów politycy nie zgodzą się na żadne tego typu posunięcia.
W efekcie nasze górnictwo generuje stale wielkie straty. W pierwszej połowie tego roku przekroczyły 770 mln zł. Na dodatek ma gigantyczne długi, które sięgają kilkunastu miliardów złotych.
Jak twierdzi Oktawian Zając, dyrektor w polskim oddziale Boston Consulting Group, do obecnej sytuacji sektora w Polsce przyczyniły się nie tylko ogromne spadki cen węgla, ale także fatalna, nieelastyczna struktura kosztów. Okazuje się, że aż 80 proc. z nich ma charakter stały. Przy dzisiejszych cenach surowca nie tylko większość kopalń jest deficytowa, ale część z nich nie ma też najmniejszych szans na osiągnięcie rentowności w przyszłości - ocenia Zając.
Aby polskie kopalnie w obecnych warunkach mogły skutecznie konkurować z surowcem z importu i sprzedawać z zyskiem cały urobek, koszty produkcji tony węgla nie mogą przekraczać 200–220 zł - szacuje Tadeusz Widuch, ekspert Instytutu Studiów Energetycznych. Część kopalń spełnia ten wymóg, ale są takie, które produkują węgiel po cenie większej niż 400 zł za tonę – dodaje.
Wynika to m.in. stąd, że w naszych kopalniach na pracę idzie połowa wszystkich kosztów związanych z wydobyciem. W dodatku, jak wynika z szacunków opartych na danych jednej z firm górniczych, część zmienna, związana z efektywnością i faktycznymi wynikami, stanowi tylko 4 proc. całego funduszu wynagrodzeń. Czy w ten sposób można zmotywować do poprawy efektywności? - pyta dyrektor Zając.
Zdaniem specjalistów szanse na to, by w najbliższej przyszłości ceny węgla poszły w górę, są minimalne. Wynika to m.in. z tego, że energetyka w Ameryce w coraz większym stopniu przestawia się na gaz ziemny (to głównie efekt eksploatacji złóż łupkowych). Wydobywany znacznie taniej niż u nas węgiel zza oceanu podbija więc inne rynki, trafia także do Europy. W tej sytuacji kopalnie muszą być przygotowane na funkcjonowanie przez dłuższy czas w warunkach ekonomicznych podobnych do obecnych. To musiałoby oznaczać konieczność zmniejszenia zatrudnienia o 30–40 tys. osób.
Tadeusz Widuch przypomina jednak, że przy dzisiejszych cenach węgla dodatni wynik wypracowuje jakoś Lubelski Węgiel Bogdanka. W I połowie roku zysk netto tej spółki sięgnął 91,2 mln zł. Jego zdaniem na plus byłyby w stanie wychodzić także Jastrzębska Spółka Węglowa (choć w minionym półroczu miała ponad 340 mln zł straty netto) oraz od 13 do 15 śląskich kopalń. To mniej niż połowa obecnie funkcjonujących zakładów - wylicza ekspert z ISE i dodaje, że resztę należałoby zamknąć. – Jeśli spółki węglowe nie pozbędą się balastu trwale nierentownych kopalni, czekają je jeszcze większe problemy w przyszłości - uważa Zając.
ZOBACZ TAKŻE: Kopacz na Śląsku: Przyspieszyć prace zespołu restrukturyzacji górnictwa>>>
OZE trzeba rozwijać, mimo wysokich nakładów inwestycyjnych, bowiem nie pociąga za sobą "ogona" dostawców paliw, ponadto jest pomysł na zagospodarowanie tej trudnej do okiełznania postaci energii. Tą technologią jest jest spalanie różnych paliw w warunkach tworzenia gazu syntezowego. Taki gaz można stosunkowo łatwo przetworzyć katalitycznie na metan, dodając odpowiednie ilości wodoru, np pozyskanego z elektrolizy wody. Prąd może pochodzić z OZE.
Górnikom trzeba szczerze powiedzieć, że głębinowy fedrunek właśnie się kończy. Pozostanie głębinowe wydobycie węgla koksującego i antracytu. Pokłady węgla kamiennego powinny być poddane podziemnej gazyfikacji i użyte wprost w elektrowniach na miejscu lub przetwarzane do metanu i tłoczone do istniejącej sieci gazowej.
złodzieji z kraju???