PAP: W ostatnich analizach komentatorzy odnosząc się do zachowań inwestorów, używają określeń, nie mających ekonomicznego rodowodu, mówią o "strachu", "panice", "niepewności". Czy rzeczywiście emocje kierują zachowaniami inwestorów?
dr Wiktor Wojciechowski, Forum Obywatelskiego Rozwoju: Wiele badań wskazuje, że inwestorzy na rynku finansowym ulegają instynktom stadnym. Kiedy np. mamy okres kupowania i akcje rosną, to wszyscy je kupują. Nawet wtedy, gdy już wiadomo, że akcje te są przewartościowane.

Reklama

Dlaczego tak robią, czy to ma jakiś sens?
Z ekonomicznego punktu widzenia dokonywanie takich transakcji nie ma sensu. Jednak inwestorzy zawsze mogą liczyć, że nawet jeśli akcje, czy waluty, w które zainwestowali, są przewartościowane, to przyjdą kolejni i jeszcze trochę podbiją kurs, więc z inwestycji wyjdą z zyskiem.

Albo z mniejszą stratą...
Tak, w drugą stronę jest tak samo. Jak jest efekt wyprzedaży, kiedy wielu inwestorom puszczają nerwy, a inni mają założone poziomy, przy których będą pozbywać się inwestycji - wtedy rynki "przestrzeliwują". Taką sytuację obserwowaliśmy jesienią 2008 r., kiedy upadł bank Lehman Brothers. Giełda bardzo mocno poleciała w dół, po czym równie mocno odbiła - to właśnie był przykład przereagowania. To wynika z psychologii, tylko tak można to zachowanie tłumaczyć. Są prace naukowe, które wykazują, że inwestorzy zachowują się trochę jak zwierzęta, czyli poruszają się w stadnie.

Zjawisko zostało opisane np. w książce dwóch znanych ekonomistów George'a Akerlofa (laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 2001 r. - PAP) i Roberta Shillera (często wymienianego wśród kandydatów do tej nagrody - PAP). Wydali książkę "Animal Spirit" (Zwierzęca natura), w której opisują to przereagowanie. Książka została wydana podczas ostatniego kryzysu i była szeroko komentowana.

Reklama

Gdy nad rynkiem pojawia się groźba kryzysu, jak obecnie, czy zachowania stadne się nasilają?
Jedną z głównych przesłanek zachowań stadnych w ostatnim czasie jest niepewność co do rozwoju sytuacji w przyszłości. Jak jest niepewność, to podejmowane decyzje nie zawsze są racjonalne. Tak jak w 2008 r. była bardzo duża niepewność co do tego, które instytucje finansowe miały w swoich portfelach bezwartościowe papiery amerykańskie. Teraz ta niepewność wynika z czegoś innego: nie wiadomo jakie będą decyzje polityków co do tego, czy kraje, które mają problemy z zadłużeniem wyjdą na prostą same, ograniczając wydatki publiczne, czy też dojdzie do restrukturyzacji długu, czyli rozłożenia go na dłuższy okres, co z kolei spowoduje straty firm, które zainwestowały w ich papiery, czy też dojdzie do bankructwa tych państw. Jednym ze źródeł niepewności jest to, czy plany przedstawione przez rządy wystarczą, by ustabilizować sytuację.

Co mogłoby uspokoić inwestorów?
Niepokoju nie budzi to, że Stany Zjednoczone nadal będą się zadłużać, bo to wiadomo od dawna. Niepokojące jest to, że demokraci i republikanie nie byli się w stanie co do tego porozumieć. Ryzyko polityczne jest teraz głównym paliwem, które napędza tę spiralę niepewności. Co można zrobić? Przede wszystkim przedstawić takie plany reform, które będą wiarygodne dla inwestorów.