Po przedpołudniowym entuzjazmie, który panował na europejskich giełdach nie pozostało już nic. WIG20 stracił na zamknięciu ponad 5 proc. Mocne spadki zanotowały również inne europejskie giełdy. Spadają też giełdy w USA, a szwajcarski frank znów powyżej 4 zł.
WIG20 na zamknięciu stracił 5,2 proc., nieco lepiej wypadły indeksy małych i średnich spółek - mWIG40 stracił 1,8 proc., a sWIG80 tracił 2,1 proc. Główny analityk Xelionu Piotr Kuczyński stwierdzi, że spadki na europejskich parkietach nie są skutkiem ujemnego otwarcia za oceanem.
"Spadki w Europie są raczej skutkiem pogłosek krążących w środę po rynku, że Francja może mieć obniżony rating (ocena wiarygodności kredytowej - PAP) przez Standard & Poor's. Po drugie dramatycznie taniały akcje banków włoskich, hiszpańskich i francuskich - według zasady, że skoro Fed i EBC kupują obligacje, to obligacji na razie przecenić się nie da, ale przeceniamy banki. To też powodowało odpowiednią atmosferę" - stwierdził Kuczyński.
W środę po południu informacje o obniżeniu ratingu Francji zostały zdementowane.
"Pogłoski te są całkowicie nieuzasadnione i trzy agencje: Standard&Poor's, Fitch i Moodys's - potwierdziły, że nie ma ryzyka obniżenia" - oświadczono w otoczeniu ministra finansów Francoisa Baroina.
Tymczasem na minusach zamknęły się europejskie giełdy. Np. francuski CAC 40 stracił na zamknięciu 5,45 proc., a niemiecki DAX 5,13 proc.
Analityk Open Finanse Roman Przasnyski, przypomniał, że wskaźniki we Frankfurcie i Londynie rano zyskiwały po ponad 2 proc. Później jednak skala zwyżki stopniała do około 1,5 proc. "Najgorzej radził sobie paryski CAC40, który po początkowej zwyżce o 1,7 proc. dwukrotnie bronił się przed spadkiem poniżej wtorkowego zamknięcia" - powiedział Przasnyski.
Dodał, że trudno w tym wszystkim byłoby doszukiwać się jakiejkolwiek logiki. "Ton wydarzeniom nadawały wahania kontraktów na amerykańskie indeksy, które przez większą cześć dnia traciły po 1-1,5 proc." - stwierdził.
Giełdy za oceanem otworzyły się na minusach. DJI spadł o 1,6 proc., Nasdaq o 2,8 proc., a S&P 500 tracił o 1,7 proc. Po godzinie 18.10 giełdy w USA są jednak nadal na minusach. Dow Jones spada o 3,11 proc., S&P 500 o 2,87 proc., a Nasdaq spadał o 2,5 proc.
Nie lepiej było w środę na rynkach walutowych. "Widać coraz większą panikę i paniczny odwrót w stronę bezpiecznych przystani (...) tym samym znów zyskują frank, japoński jen, złoto, ale i też amerykański dolar - powiedział analityk DM BOŚ Marek Rogalski.
Szwajcarski frank nadal mocno zyskiwał w środę na wartości, mimo iż rano bank centralny Szwajcarii (SNB) ogłosił, że podejmuje dodatkowe działania, by osłabić silnego franka. Po tej deklaracji szwajcarska waluta osłabiła się do 1,0430 za euro z 1,0363 we wtorek po południu. Po 18.00 frank odrobił jednak stratę i sięgnął poziomu 1,0371 za euro.
W efekcie we wtorek wieczorem kurs szwajcarskiej waluty ustanowił nowy historyczny rekord wobec złotego - 4,07 zł, następnie zaczął spadać, do poniżej 4 zł. W środę po 18.00 kosztował 4,01 zł.
Napięcia na rynku finansowym, to efekt obniżenia - po raz pierwszy w historii - ratingu wiarygodności kredytowej USA. Agencja Standard&Poor's ścięła - w nocy z piątku na sobotę - ocenę Stanów Zjednoczonych z maksymalnej AAA do AA+.
W poniedziałek wszystkie duże światowe giełdy zamknęły się na minusie. Amerykański Nasdaq spadł aż o 6,90 proc. W Warszawie WIG20 stracił 2,34 proc. We wtorek sytuacja się nieco poprawiła, wiele parkietów zakończyło notowania na plusie np. francuski CAC, choć m.in. warszawski WIG stracił 3,72 proc. Wall Street zakończyła wtorkową sesję wyraźnymi wzrostami: Nasdaq Comp. zwyżkował o 5,29 proc., S&P 500 o 4,74 proc., a Dow Jones Industrial o 3,97 proc. Stało się tak, po decyzji Fed o pozostawieniu bez zmian głównej stopy procentowej. Jednoczenie bank oświadczył, że na obecnym "wyjątkowo niskim" poziomie stopy zostaną przynajmniej do połowy 2013 roku.
"Świat finansów kieruje się trudnymi do rozszyfrowania zasadami. To, co jest obecnie w Stanach Zjednoczonych było znane od wielu miesięcy (...) jakiś sygnał uruchamia lawinę. Mam nadzieję, że ta lawina jeszcze nie jest tak wielka, aby nas wszystkich pochłonęła" - powiedział w środę w Gdańsku przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, pytany przez dziennikarzy o ocenę sytuacji na rynkach finansowych.
Szef PE dodał, że "najważniejsze jest dziś, aby uspokoić inwestorów - którzy mają akcje na giełdzie, wielkie inwestycje i podejmują działania finansowe - że to naprawdę nie jest kryzys realny" - podkreślił prof. Buzek.
Do sytuacji panującej na rynkach finansowych odniósł się w środę premier Donald Tusk, który stwierdził, że Polska nie ma żadnych problemów z wiarygodnością finansową, a popyt na polskie bony skarbowe wielokrotnie przewyższa podaż.
"Pozycja polskiej gospodarki i finansów publicznych jest relatywnie dobra, kiedy porównujemy to z innymi krajami. Polska jest dzisiaj (...) bardzo bezpiecznym krajem, jeśli chodzi o finanse publiczne i wiarygodność finansową, ale zdaję sobie sprawę, że w indywidualnym odczuciu może to różnie wyglądać" - powiedział premier.
Odnosząc się do kursów walut, Tusk podkreślił, że polskie instytucje nie mają wpływu np. na kurs franka szwajcarskiego. "To nie w Warszawie zapadają decyzję o relacji między frankiem a euro" - mówił. Dodał jednak, że "nierozsądne działania mogłyby mieć negatywny wpływ", ponieważ gdyby miało dojść do radykalnego obniżenie kursu euro wobec złotego, to jeszcze bardziej odbiłoby się to na relacji złotego do franka.
Zapewnił też, że polskie instytucje finansowe - w tym banki - nie są zagrożone. Wpływ wzrostu kursu franka wobec złotego nie ma istotnego znaczenia dla bezpieczeństwa instytucji finansowych i bezpieczeństwa finansowego państwa - tłumaczył premier.
Jak zauważył Marek Rogalski, w wystąpieniu premiera Donalda Tuska nie pojawiło się wiele nowego. "Szef rządu zapewniał o dobrym stanie polskiej gospodarki, finansów publicznych i bezpieczeństwie naszego sektora bankowego. Aby jednak realnie uspokoić rynki finansowe, przydałyby się deklaracje odnośnie dodatkowych działań, zwiększających realne szanse na ograniczenie nadmiernego deficytu budżetowego" - ocenił.