W pierwszym tygodniu tego roku do bazy portalu Pracuj.pl wpłynęło ponad 50 ogłoszeń. To więcej niż w całym grudniu ubiegłego roku. Jeszcze większe zainteresowanie niemieckich pracodawców obserwuje agencja WorkExpress, gdzie tylko wczoraj pojawiło się 40 nowych ogłoszeń. Poszukiwani są: opiekunki do dzieci, pokojówki, kucharze, a także rzeźnicy.
Można zarobić
Największym magnesem dla pracowników są pensje. Kucharz w trzygwiazdkowym hotelu może zarobić 8 – 9 tys. zł brutto, a pokojówka ok. 7 tys. zł.
Od 1 stycznia za Odrą bez zezwolenia możemy pracować w hotelach, sanatoriach, restauracjach, na farmach rolnych, a także w przemyśle przetwórczym. – Fali wyjazdów jeszcze nie ma, ale to dopiero początek. Lawina ruszy w marcu i kwietniu, gdy zacznie się sezon na szparagi, a branża turystyczna rozpocznie przygotowania do wakacji – mówi Dariusz Lamot z firmy pośrednictwa pracy WorkExpress.
Popyt na pracowników w Niemczech rośnie proporcjonalnie do tempa, w jakim rozwija się tamtejsza gospodarka. W ubiegłym roku niemiecki PKB wzrósł o 3,6 proc., co jest najlepszym wynikiem od czasów zjednoczenia NRD i RFN. Aby zaspokoić rosnący popyt wewnętrzny i sprostać liczbie zamówień eksportowych, firmy zza Odry zwiększają produkcję i szukają pracowników. A tych brakuje, bo młodzi Niemcy wolą studiować, niż uczyć się fachu. Z wyliczenia Instytutu ds. Przyszłości Pracy wynika, że stopa bezrobocia w Niemczech już w przyszłym roku spadnie z obecnych 7,5 do 4 proc. Do 2020 roku liczba pracowników zmniejszy się o 3 – 4 mln, co dla gospodarki oznacza duże spowolnienie. To właśnie dlatego rząd federalny zgodził się na zliberalizowanie rynku pracy. Pełen dostęp do niego uzyskamy 1 maja tego roku.
Już dziś największe działające w Polsce agencje pośrednictwa pracy, takie jak Adecco, WorkExpress, WorkService, Work & Profit czy Jobs Plus, notują wyraźnie zwiększoną aktywność pracodawców niemieckich. – Najwięcej zapytań mamy od firm z branży motoryzacyjnej, logistycznej oraz budowlanej – mówi Lamot.
Popyt jest zarówno na specjalistów z wyższym wykształceniem (głównie inżynierów i informatyków ze znajomością języka niemieckiego), jak i fachowców oraz robotników do produkcji. Ci ostatni mogą liczyć na nawet czterokrotnie wyższe zarobki niż w kraju. Pakowacz warzyw w wytwórni pod Hanowerem zarabia siedem euro na godzinę, podczas gdy pod Łodzią około dwóch euro.
Fachowcom i specjalistom praca za Odrą opłaca się znacznie mniej. Dobry informatyk, który w dużym koncernie w Polsce zarabia ok. 2,5 tys. euro, wyjeżdżając, mógłby liczyć na pensję o tysiąc euro wyższą. – Gdy do tego doliczy się znacznie wyższe koszty życia na Zachodzie, a także dyskomfort rozłąki z rodziną, to taki wyjazd może się nie opłacać – mówi Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.
Pół miliona za chlebem
Z szacunków ekspertów wynika, że po otwarciu granic do pracy w Niemczech może wyjechać 400 – 500 tys. Polaków. Bodźcem zwiększającym emigrację zarobkową może być podniesienie i ujednolicenie płacy minimalnej. Obecnie ustalają ją władze poszczególnych landów. We wschodnich wynosi ona 6 – 6,5 euro za godzinę, a w zachodnich 7 – 7,5 euro. Teraz dolna granica ma być ustalana prawem federalnym i prawdopodobnie nie będzie niższa niż 7 euro.
Jak pracuje się w Niemczech
Niemieckie prawo pracy określa standardowo 8-godzinny dzień pracy. Nadgodziny są premiowane: przyjęło się, iż jest to normalna stawka plus 50 proc. Można odmówić zostania po godzinach. Należy zwracać uwagę na punktualność – pracodawcy nie tolerują spóźnień.
Warto, zanim wyjedziemy z Polski, przygotować sobie tłumaczenia wszystkich dokumentów i dyplomów, które pomogą nam w późniejszym staraniu się o pracę w Niemczech. Zasiłki dla bezrobotnych wynoszą obecnie 1200 euro miesięcznie. Prawo do ich otrzymywania mają osoby, które legalnie przepracowały przynajmniej pół roku. Pełny zasiłek dostaniemy dopiero po roku. Oprócz zasiłków przysługuje pełnopłatne zwolnienie lekarskie oraz urlop macierzyński. Dodatkowo osoby, które mają dzieci, mogą liczyć na pomoc w ich utrzymaniu i edukacji w postaci zapomogi socjalnej.