– Dla Polski oznaczałoby to konieczność wzrostu wynagrodzeń w krótkim czasie o 25 – 30 proc. Jest to niewykonalne – mówi Adam Ambrozik, ekspert Pracodawców RP.

Reklama

Pomysł PE w ogóle nie jest w interesie krajów Europy Środkowej. Wejście w życie regulacji spowoduje spadek konkurencyjności gospodarek nowych członków Unii i zatrzyma przeprowadzkę biznesu z państw zachodnich na Wschód. Dlatego największymi orędownikami tego pomysłu są Niemcy.

Nasi związkowcy chwalą pomysł, ale polscy pracodawcy alarmują: skutkiem wprowadzenia przepisów zaproponowanych przez Parlament Europejski będzie wzrost szarej strefy i bezrobocia.

Obecnie stawki minimalne w krajach UE wahają się od 30 do 50 proc. średnich dochodów. W Polsce płaca minimalna wynosi 1317 zł brutto, czyli ok. 42 proc. średniej krajowej. Gdyby nowe regulacje weszły w życie, wynosiłaby ok. 2000 zł. Na początku października rząd zdecydował, że w przyszłym roku minimalne uposażenie wzrośnie o zaledwie 69 zł – do 1386 zł.

Na znaczący wzrost płacy minimalnej do tej pory nie godziło się Ministerstwo Finansów, wskazując na trudną sytuację finansów publicznych. Z płacą minimalną powiązana jest wysokość 27 świadczeń, m.in. dodatku za pracę w nocy czy dofinansowania do zatrudnienia osób niepełnosprawnych.

– Nie mam wątpliwości, że zbyt wysoka płaca minimalna będzie stymulować wzrost bezrobocia, bo zniechęci pracodawców do zatrudniania osób o najniższych kwalifikacjach – mówi prof. Witold Orłowski, członek Rady Gospodarczej przy premierze.

Wniosek ujednolicenia i podwyższenia europejskich uposażeń złożyli europosłowie z frakcji Zjednoczona Lewica Europejska. Za byli także członkowie chadeckiej EPP, w której głównym graczem jest niemiecka CDU, a członkiem też Platforma Obywatelska.

Rezolucja Parlamentu Europejskiego jest tylko wskazaniem, do którego państwa członkowskie na razie nie muszą się stosować. Dopiero Komisja Europejska na jej podstawie przygotuje projekt regulacji. Jej kształt poznamy w ciągu roku.