Spółka paliwowa Naftohaz Ukrainy nie może przesyłać rosyjskiego gazu tranzytem przez Ukrainę według stawki z ubiegłego roku - uznał sąd. Ubiegłoroczna taryfa - którą Ukraińcom płacili Rosjanie - to 1,6 dolara za tysiąc metrów sześciennych.
Decyzja sądu oznacza więc, że ukraiński wymiar sprawiedliwości wziął stronę swego rządu, który chce podwyżki. Mówi się o pobieraniu kwoty za tranzyt sięgającej 2 dolarów za tysiąc metrów sześciennych surowca przeznaczonego na europejski rynek.
Rząd Julii Tymoszenko wojuje z Kremlem o ceny dostaw z Gazpromu od dłuższego czasu. Strony nie podpisały nowej umowy na dostawy, bo Gazprom chce, by Ukraina płaciła rynkowe taryfy. Kijów chce płacić 201 dolarów za tysiąc metrów sześciennych gazu przeznaczonego na ukraiński rynek, a Gazprom mówi o kwocie nawet 450 dolarów.
Kością niezgody są też oczywiście ceny za tranzyt oraz gazowy dług Ukrainy, który - według Rosjan - wynosi 2 miliardy dolarów. Naftohaz Ukrainy zdobył już część pieniędzy, ale twierdzi, że nie zapłaci więcej niż 1,5 miliarda.
Sąd Gospodarczy Kijowa zabronił ukraińskiemu dystrybutorowi przesyłać rosyjski gaz na Zachód. Decyzję o wznowieniu tranzytu uzależniono od podpisania nowej tranzytowej umowy z Rosją. Chodzi o to, by wymusić na Moskwie zmianę stanowiska. Ta, bowiem, częściowo zakręciła Ukraińcom kurek z surowcem. Częściowo, bo Moskwa nie chce, by gaz miała Ukraina, ale Europa i owszem.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama