Różne instytucje i kraje pożyczą bałtyckiej republice w sumie 7,5 mld euro. Łotwa - podobnie jak wcześniej Islandia - przejechała się na rozdmuchanym sektorze bankowym, który uczynił z obu krajów oazę dobrobytu z dwucyfrowym tempem wzrostu PKB. Jak się jednak okazało, tylko na chwilę. Bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości pękła, ceny domów i mieszkań gwałtownie spadły, zaczęło rosnąć nieistniejące wcześniej bezrobocie, a banki przestały pożyczać pieniądze.
"Pożyczka może zapobiec masowemu upadkowi łotewskich firm i banków, ale dodatkowe warunki do spełnienia przez Łotwę mogą pogłębić recesję. Jest spora szansa, że PKB tego kraju skurczy się nawet o 10 procent" - powiedział agencji DPA Neil Shearing z Capital Economics w Londynie.
A to byłby spory problem dla wielu polskich firm. Łotysze bowiem zajadają się ogórkami Krakus, piją kawę Mokate, jogurty Bakomy czy soki Tymbarka, noszą ubrania z Reserved i Sunset Suits, a w domach mają meble Black Red White. Po ulicach miast jeżdżą zaś autobusy Solaris. I chociaż udział naszego eksportu na Łotwę jest nieporównywalnie mniejszy w stosunku do tego, co sprzedajemy do Niemiec, to wiele firm miałoby z powodu łotewskiej recesji spore kłopoty.
To mogło być jednym z powodów, dla którego polski rząd zdecydował się uczestniczyć w pomocy dla Łotwy. Wcześniejszą pomoc dla Islandii argumentował między innymi tym, że na 300 tysięcy populacji "Północnej Wyspy", 10 procent to Polacy.