Chodzi o to, że gdy dojdzie do wypadku, Narodowy Fundusz Zdrowia zwróci się do ubezpieczyciela, z którym sprawca podpisał umowę, o zwrot pieniędzy na leczenie poszkodowanych - tłumaczy "Gazeta Prawna". Firmy ubezpieczeniowe nie będą więc, jak teraz, płaciły fiskusowi 12-procentowych zaliczek. Będą natomiast czekały na sygnał od NFZ, że doszło do wypadku, którego sprawcą jest ich klient.
Nie miejmy złudzeń - ubezpieczyciele nie są instytucjami charytatywnymi. Będą więc chciały sięgnąć do naszych kieszeni, by na wszelki wypadek mieć więcej pieniądzy, gdy kogoś potrącimy i trzeba będzie zapłacić za leczenie ofiary.
"Gazeta Prawna" pisze, że taka konstrukcja rodzi wiele problemów. Nie ma bowiem jasnych reguł wyceny kosztów leczenia poszczególnych osób. Koszty zależą nawet od tego, w jakim województwie jest leczenie. To może być pole do sporów między towarzystwami a NFZ.
Podatek wliczany w cenę polis OC denerwuje ostrożnych kierowców, którzy nie chcą płacić za skutki cudzych błędów na drodze. Wprawdzie rząd obiecał, że zlikwiduje daninę, ale szykuje nowe rozwiązania, które wcale nie są tańsze od podatku Religi. Zmieni się tylko nazwa. Ubezpieczyciele będą pobierali od kierowców nie zaliczki na podatek, ale zadatki na poczet NFZ.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama