Narodowy Bank Polski przedstawił wczoraj wyliczenia możliwych konsekwencji wprowadzenia w życie projektu restrukturyzacji walutowych kredytów hipotecznych. W pierwszym rzucie kosztowałoby to banki 44 mld zł. Kolejne 41 mld zł mogłoby się wiązać z zawartą w projekcie opcją oddawania mieszkań w zamian za umorzenie kredytu dla osób, których lokale warte są mniej niż pozostająca do spłaty wartość zadłużenia. Oraz z zasadą, że po przewalutowaniu oprocentowanie kredytów byłoby uzależnione od stopy LIBOR, a koszty finansowania dla banków zależałby od WIBOR, który jest znacznie wyższy.
W opublikowanym wczoraj raporcie o stabilności finansowej NBP przyjrzał się wpływowi przewalutowania kredytów na sektor bankowy. Pod uwagę wzięto dwie opcje: że z przewalutowania skorzystają wszyscy spłacający hipoteki walutowe oraz że zrobią to tylko ci, którzy zadłużyli się w latach 2007–2008. Czyli wtedy, gdy złoty był najsilniejszy – te osoby najbardziej odczuwają umocnienie franka w stosunku do złotego; w takim wypadku bezpośrednie koszty przewalutowania wynosiłyby 38 mld zł.
W horyzoncie rocznym, biorąc pod uwagę inne czynniki wpływające na wyniki finansowe banków, wprowadzenie analizowanego projektu ustawy skutkowałoby powstaniem straty w skali sektora krajowych banków komercyjnych: 36 mld zł w wariancie I i 30 mld zł w wariancie II – podsumowuje NBP. Wylicza, że ponoszące straty instytucje miałyby ok. 70-proc. udział w aktywach całego systemu bankowego. Obecnie jest to poniżej 2 proc. W skali sektora nastąpiłby spadek funduszy własnych rzędu 23–27 proc.
Według banku centralnego restrukturyzacja kredytów walutowych, zmniejszając zyski lub wręcz powodując straty przekładające się na spadek kapitałów banków, zmniejszyłaby ich zdolność do prowadzenia akcji kredytowej. W Polsce zyski banków stanowią bowiem podstawowe źródło tworzenia kapitałów banków niezbędnych do zwiększania portfela kredytowego.
Czy w tej sytuacji wprowadzenie w życie przewalutowania kredytów w wersji ogłoszonej niedawno przez Kancelarię Prezydenta jest możliwe?
Zdaniem Elżbiety Mączyńskiej, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, wszystko będzie zależało od ostatecznych zapisów. – Jest wiele rzeczy do wyjaśnienia. Projekt musi być poddany oglądowi z różnych stron – ocenia ekonomistka.
– Oczekujemy na analizy Komisji Nadzoru Finansowego w tym temacie. Dopiero po ich zakończeniu i zapoznaniu się z ich wynikami przez MF możliwe będzie udzielenie komentarza – odpowiada biuro prasowe resortu finansów.
W podobnym tonie wypowiada się Zdzisław Sokal, prezydencki doradca ds. ekonomicznych. – Umówiliśmy się w KNF, że do czasu przedstawienia przez nadzór szczegółowych wyliczeń nie będziemy komentować projektu – informuje. Zastrzega, że nie brał udziału w przygotowaniu projektu. I dodaje: – Jestem przekonany, że decyzje w sprawie rozwiązania problemu kredytów frankowych będą się opierały na dbałości o stabilność finansów państwa.
Niedawno podczas dyskusji na temat stanu i perspektyw sektora bankowego, zorganizowanej przez ośrodek Thinktank, przedstawiciel prezydenta mówił, że propozycji Kancelarii Prezydenta nie należy traktować jako projektu legislacyjnego w pełnym znaczeniu. Nie zawiera ona bowiem oceny skutków wejścia w życie przepisów. Sokal mówił wówczas, że ten projekt należy raczej traktować jako wstęp do dyskusji.
Analiza KNF na temat konsekwencji projektu Kancelarii Prezydenta ma być gotowa w marcu. Banki dostały już od nadzoru ankietę w tej sprawie. Odpowiedzieć na nią powinny do końca przyszłego tygodnia.
Przewalutowanie kredytów frankowych to dla banków największy czynnik ryzyka. Mniejsze już się zmaterializowały. Chodzi przede wszystkim o podatek bankowy. Z symulacji NBP wynika, że za sprawą nowej daniny w straty wpadną instytucje mające ponad 20-proc. udział w aktywach sektora. W bankach tych doszłoby do spadku funduszy własnych. Wyraźnie wzrosłaby też grupa banków nadal zyskownych, ale o bardzo niskiej rentowności. Wynik finansowy netto całego sektora banków komercyjnych spadłby w takim scenariuszu o około 60 proc. – ocenia bank centralny.
W ubiegłym roku sektor miał 11,5 mld zł zysku. Takie wstępne dane podał Wojciech Kwaśniak, wiceprzewodniczący KNF, na wtorkowym posiedzeniu sejmowej komisji finansów publicznych poświęconym zmianom w cennikach instytucji finansowych.
Wśród negatywnych konsekwencji podatku od aktywów NBP wylicza wzrost kosztów kredytów i spadek sprzedaży pożyczek (dostępność kredytów spadnie zwłaszcza w przypadku małych i średnich przedsiębiorstw oraz klientów indywidualnych o wyższym poziomie ryzyka), ale też np. zmiany w ofercie depozytowej – klienci będą zachęcani, by w miejsce tradycyjnych lokat wybierać fundusze inwestycyjne i produkty strukturyzowane. Oznaczałoby to wzrost udziału w aktywach gospodarstw domowych instrumentów o podwyższonym ryzyku inwestycyjnym– ocenia bank centralny.
W raportach o stabilności NBP prezentuje wyniki swoich „stress testów” – symulacji, jak wyglądałyby potrzeby kapitałowe banków w przypadku silnego pogorszenia koniunktury. Tym razem oszacowano, że gdyby w tym roku wzrost PKB wyniósł nie prawie 4 proc., jak spodziewa się rząd, ale tylko 0,5 proc., z czym wiązałoby się pogorszenie jakości portfela kredytowego, a także doszłoby do gwałtownego osłabienia złotego i mocnej przeceny obligacji skarbowych, to banki potrzebowałyby 13,9 mld zł. Gdy podobną symulację przeprowadzono przed rokiem (za każdym razem scenariusz szokowy nieco się różni: wtedy założono wzrost PKB w 2015 r. na poziomie 1,6 proc. i 0,4 proc. w 2016 r.) – braki kapitałowe w bankach oszacowano na 1,9 mld zł.
NBP ocenia, że wprawdzie odporność sektora bankowego na problemy jest wciąż dobra, ale jednocześnie wskazano, że nastąpiło istotne zmniejszenie zdolności do absorbowania szoków zewnętrznych przez banki.
Projekt prezydenta to wstęp do debaty, a nie propozycja legislacyjna.