– Kumulacja wydatków we wszystkich branżach od przemysłu, przez energetykę, po porty i stocznie powoduje, że mamy w tej chwili powtórkę lat 70. Tylko wtedy kołem zamachowym gospodarki był Górny Śląsk. Teraz staje się nim północ Polski – mówi w rozmowie z Interią Janusz Pietruszyński, analityk i redaktor naczelny portalu CIRE.
Turbiny na morzu, przetargi na lądzie
Jednym z symboli przemian jest morska farma wiatrowa Baltic Power. Orlen właśnie ustawił pierwszą z 76 turbin na Bałtyku – to początek serii gigantycznych inwestycji, które mają unowocześnić polską energetykę. Podobne projekty realizują PGE z Ørstedem (Farmy Baltica) oraz Polenergia z Equinorem (Farmy Bałtyk).
– Jeśli chodzi o środki na inwestycje, to numerem jeden są w tej chwili farmy na Bałtyku. Tam jest najwięcej pieniędzy i tam też projekty wyszły z fazy PowerPointa. To nie są jakieś wizualizacje tylko plac budowy – podkreśla Pietruszyński.
Każdy z projektów wymaga zaplecza na lądzie – portów, baz operacyjnych, systemów IT i infrastruktury przesyłowej. W realizację zaangażowały się m.in. mniejsze porty w Łebie i Ustce oraz Polskie Sieci Elektroenergetyczne.
– Spółka na naszych oczach się zrepozycjonowała. Wcześniej dawała taką asystę technologiczną, w tej chwili jest bardzo poważnym inwestorem – dodaje ekspert.
Porty i kolej w przebudowie
Porty na Pomorzu przechodzą dynamiczny rozwój – rozbudowywane są Świnoujście, Gdańsk i Gdynia. – Gigantyczne zalądowienie w porcie Gdańsk, gdzie stanął nowy terminal w Baltic Hub, mogący przyjmować większe jednostki. Do tego powstaje infrastruktura towarzysząca, drogi, rampy... Tak naprawdę w portach powstają huby logistyczne – wylicza Pietruszyński.
Inwestycje kolejowe i drogowe mają umożliwić sprawną komunikację między Szczecinem, Trójmiastem a resztą kraju. Trwają prace przy trasach S3, S6, S11 oraz modernizacji linii kolejowych, w tym połączenia Trójmiasta z rejonem Choczewa, gdzie ma powstać pierwsza w Polsce elektrownia jądrowa.
Nawet 10 tys. nowych miejsc pracy
Choć inwestycje idą pełną parą, coraz głośniej mówi się o problemach kadrowych. – Szczerze mówiąc, to ja nie wiem skąd się może pojawić 10 tysięcy ludzi na budowę [elektrowni w Choczewie – red.], pewnie będą musieli dojeżdżać – mówi Pietruszyński. Zwraca uwagę, że tylko sprawny system komunikacji – np. szybka kolej – umożliwi codzienne dojazdy pracowników z innych części regionu.
Ale kluczowa może być gotowość Polaków do zmiany miejsca zamieszkania za pracą. – Wyobraźmy sobie scenariusz amerykański, jak z serialu. Facet ma słabą pracę i postanawia ją zmienić. Pakuje się z rodziną i wyjeżdża na inne wybrzeże w Stanach. Pytanie, czy w Polsce na przełomie lat 20. i 30. powstanie mechanizm, który będzie zachęcał do takiej zmiany – zastanawia się analityk. – Tak powstała Dolina Krzemowa w USA. Tak teraz Bawaria walczy o talenty... Rzecz, nad którą zastanawiam się najbardziej, to czy to się może w Polsce udać – dodaje.
Gra toczy się również o polskie firmy
Problemem nie jest tylko brak rąk do pracy, ale też pytanie, kto skorzysta z pieniędzy z inwestycji. – Przez północną Polskę przechodzi tsunami inwestycyjne. To tsunami brzmi fajnie, ale teraz przetargi ktoś musi obsłużyć, ktoś musi skonsumować zaplanowane do wydania pieniądze – ostrzega Pietruszyński.
Chodzi o to, by jak najwięcej środków trafiło do polskich firm. – Teraz mamy o to wielką walkę i ja też tak rozumiem to, co powiedział premier Donald Tusk o repolonizacji. Jest dużo pieniędzy do podniesienia... Macie firmę w Lublinie, jesteście z okolic Tarnowa albo Łodzi? Przenieście się na Pomorze, otwórzcie filię, tutaj będą przetargi, tu będziecie mogli zarobić kasę – apeluje.
Eksperci ostrzegają, że nie ma wiele czasu na stworzenie skutecznego systemu promocji. – Wspomniane tsunami inwestycyjne musi być realizowane w tym samym momencie na wszystkich poziomach. Wystarczy, że jeden klocek domino się nie przewróci i wszystko nam się popsuje – podsumowuje Pietruszyński.