O polisolokatach zrobiło się głośno przed kilkoma laty, gdy okazało się, że ludzie zrywając je, tracili znaczną część zainwestowanych środków. Pożerały je opłaty likwidacyjne, z których istnienia klienci nierzadko nie zdawali sobie sprawy.
Tak było też w przypadku mężczyzny, który wykupił polisę ubezpieczenia grupowego, pod którą de facto ukrywał się fundusz strukturyzowany. Ubezpieczenie miało gwarancję wypłaty zainwestowanego kapitału, ale dopiero po 15 latach. W przypadku wcześniejszego zerwania – zakładało wysoką opłatę likwidacyjną. Co jeszcze istotniejsze – ewentualne zyski i straty zależały od arbitralnie ustalanych wskaźników indeksu, do których klienci nie mieli nawet dostępu. „Podsumowując: każda z umów precyzyjnie i jasno określała świadczenie, do spełnienia którego zobowiązał się ubezpieczony. Natomiast świadczenie ubezpieczyciela zostało w tych umowach określone w taki sposób, że nie tylko nieznany był sposób jego wyliczenia, ale w dodatku w dużej mierze wysokość tego świadczenia zależała od arbitralnych decyzji ubezpieczyciela, na które ubezpieczony nie miał wpływu ani nawet nie miał o nich wiedzy” – podkreślił w uzasadnieniu sąd.
W efekcie ubezpieczyciel zawsze zyskiwał, a klient zawsze był stratny. Płacił bowiem opłatę administracyjną, a na dodatek nie miał żadnego wpływu ani wiedzy na temat tego, ile jednostek uczestnictwa w funduszu ostatecznie otrzymuje za wpłacone przez siebie składki.
„Stopień arbitralności ubezpieczyciela i nakierowanie jego działań na uzyskanie zysku z całkowitym pominięciem interesu ubezpieczonych są tak znaczące, że produkty te trzeba uznać wręcz za oszukańcze” – zaakcentował sąd.
O oszukańczym charakterze umów mowa jest w uzasadnieniu kilkakrotnie. „Ubezpieczyciel powinien był zdawać sobie sprawę z nieważności tych umów i ich oszukańczego charakteru. To zaś oznacza, że od początku musiał liczyć się z obowiązkiem zwrotu wszystkich pieniędzy wpłaconych przez ubezpieczonych” – można przeczytać w innym fragmencie.
I właśnie takie jest rozstrzygnięcie sądu – umowy ubezpieczenia uznał on za nieważne od początku. To zaś oznacza, że klient ma dostać z powrotem wszystko, co zainwestował, tak jakby do umowy nigdy nie doszło. Ubezpieczyciel nie ma więc prawa zatrzymać ani opłat administracyjnych, ani opłaty likwidacyjnej.
To precedensowe orzeczenie, gdyż wcześniej sądy uznawały za nieważne poszczególne postanowienia, przede wszystkim te dotyczące opłaty likwidacyjnej. W tej sprawie również sąd uznał je za klauzule niedozwolone, ale określił to jako wtórne wobec „oszukańczych” zasad dotyczących samego instrumentu strukturyzowanego.
„O ile w zwykłych polisach inwestycyjnych klienci są zagrożeni utratą pieniędzy dopiero wtedy, jeśli wycofają się z inwestycji (gdy z ich wypłaty potrącone będą opłaty likwidacyjne), o tyle w polisach strukturyzowanych największe straty wynikają już z samej przeceny wartości tego »specjalnego« funduszu inwestycyjnego. Przecena ta następuje zaś na podstawie mechanizmu nieujawnionego w umowie, mechanizmu zależnego wyłącznie od ubezpieczyciela” – podkreślił sąd. Wyrok nie jest prawomocny.