Pod koniec ub. r. największe zapotrzebowanie w urzędach pracy zgłaszano na robotników gospodarczych - wynika z najnowszych danych opublikowanych przez resort pracy. W następnej kolejności poszukiwani byli sprzedawcy, technicy prac biurowych, robotnicy budowlani i sprzątaczki biurowe. W urzędach pracy 31 grudnia 2013 r. na bezrobotnych czekało więc 23,2 tys. ofert pracy w gospodarstwach, 22,4 tys. ofert w handlu.
Pierwszą dziesiątkę najbardziej poszukiwanych pracowników zamykają magazynierzy, kierowcy samochodów ciężarowych, pracownicy obsługi biurowej, przedstawiciele handlowi i podpadający pod zbiorczą kategorię „pozostałych pracowników przy pracach prostych gdzie indziej niesklasyfikowanych”.
Liczący na bardziej wyszukane miejsca pracy mogą się przeliczyć, bowiem pierwsza dziesiątka stanowiła zarazem 28 proc. ofert pracy, jakie czekały na chętnych w urzędach. Widać jednocześnie, że największe zapotrzebowanie jest na zawody, gdzie panuje stosunkowo duża rotacja, spowodowana m.in. sezonowością zatrudnienia w poszczególnych branżach, a także niewielką atrakcyjnością stanowisk związaną m.in. z niskimi uposażeniami.
Jedną z branż, która nie zakwalifikowała się do pierwszej dziesiątki, a w której można liczyć na zatrudnienie jest branża odzieżowa. Jak zapewnia prezes Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Producentów Odzieży i Tkanin Bogusław Słaby, odzieżówce doskwiera chroniczny brak wykwalifikowanych rąk do pracy. – Młodzież od kształcenia się w tym kierunku odstraszył m.in. mit chiński, jakoby wszystkie miejsca pracy w tej branży miały wyemigrować na Daleki Wschód. Tymczasem tak się nie stało – mówi prezes.
Dane z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej nie nastrajają optymizmem chociażby z tego względu, że o pracę trudno może być nawet specjalistom. Jak odnotowuje w komunikacie resort pracy, w 2013 r. w urzędach pracy zarejestrowało się 7,5-krotnie więcej rolników, ogrodników, leśników i rybaków (są traktowani zbiorczo jako jedna z dziesięciu tzw. grup wielkich), niż zgłoszono w tym czasie wolnych miejsc pracy. W grupie wielkiej „specjaliści” napływ bezrobotnych 6-krotnie przewyższał napływ ofert pracy, a w grupie robotników przemysłowych i rzemieślników – trzykrotnie.