Rekomendacja T nakłada na instytucje finansowe obowiązek potwierdzenia w wiarygodnym źródle informacji o wysokości zarobków kredytobiorcy. Wspólnie z Expanderem sprawdziliśmy, jak w praktyce to wygląda to. Okazuje się, że większość banków nadal udziela szybkich pożyczek, nie żądając przy tym od pracodawcy zaświadczenia o zarobkach. Najłatwiej taki kredyt dostają osoby, które mają w banku konto i przelewają na nie pensję.
"Najprostszym sposobem weryfikacji oświadczenia kredytobiorcy jest dla nas sprawdzenie historii jego rachunku" - mówi Edyta Turkiewicz z PKO BP. Historia rachunku powinna być dłuższa, czasem nawet mieć pół roku. "Jeśli pojawiają się jakieś wątpliwości lub nie ma regularnych wpływów na rachunek, to wówczas dzwonimy do pracodawcy. Pytamy go, czy dana osoba u niego pracuje i czy jej zarobki są w określonym przedziale" - mówi Artur Newecki z Getin Noble Banku.
Pracodawca nie ma obowiązku dzielić się takimi informacjami, ale wówczas o szybkim kredycie możemy zapomnieć. W lepszej sytuacji są osoby zatrudnione w administracji i w firmach, które mają ustaloną markę i pozycję rynkową. "Jeśli firma jest mała, bank musi ustalić, czy nie jest to firma krzak, która działa tylko po to, by wyłudzić kredyty" - mówi Jarosław Sadowski z Expandera.
To oczywiście wydłuża procedurę. W niektórych instytucjach obowiązują ograniczenia w wysokości kredytu dla osób niemających w banku rachunku. W PKO BP i Millennium maksymalna wysokość takiego kredytu to 10 tys. zł. W Getin Noble Banku kredyt na oświadczenie nie dostanie tylko osoba, której miesięczne zarobki nie przekraczają 3 tys. zł.
Reklama
Są też banki, które dla niektórych klientów stosują specjalne procedury. W DNB Nord kredyt tylko na oświadczenie mogą otrzymać lekarze, architekci, prawnicy i biegli rewidenci. W tym wypadku nie trzeba mieć nawet w banku konta. "Dochody kredytobiorcy są szacowane na podstawie dostępnych danych statystycznych z GUS oraz danych portfelowych banku dotyczących przedstawicieli takich zawodów" - mówi Łukasz Piasta z DnB Nord.